Dzisiaj króciutko. Znalazłam w domowych szpargałach kilka starych fotografii. Wszystkie trzy, które zaprezentuję poniżej pochodzą ze Stanów Zjednoczonych i zaintrygowały mnie znajdujące się na nich wspaniałe arcydzieła motoryzacji. Fotografie pochodzą prawdopodobnie z lat 30-tych, 40-tych XX wieku i zostały zrobione w Chicago.
Znajdujące się w tle, piękne auto to wg. autora fotografii Wyllis-Knight z 6 cylindrowym motorem. Prawdopodobnie mógł on wyglądać tak:
Niestety mój skaner nie skanuje najlepiej-na oryginale widać samochód o wiele lepiej. To co widzimy, za jegomościem z łysinką, to samochód marki Oldsmobile, 8 cylindrowy. Możliwe, że wyglądał mniej więcej, tak:
Jest to jednak model z roku 1957, o ile się nie mylę, a fotografia jest z pewnością starsza. Nie potrafię dokładnie zidentyfikować samochodu, nigdzie nie znalazłam fotografii, która przedstawiałaby to auto. Samochód z fotografii, wyglądał zapewne tak:
Ostatnia fotografia:
Tutaj przód jest zdecydowanie bardziej rozbudowany a opony nie są czarno-białe. Wnioskuję, że może to być również Oldsmobile, jednakże nowszy model.
Być może,to coś w tym stylu,choć widzę między nimi pewne różnice w wyglądzie, a ponadto jest to model młodszy,nie starszy :
Na dziś koniec moich motoryzacyjnych obserwacji historycznych. Pozdrawiam z przytulnego pokoju, w wakacyjnym nastroju :)
Tak,tak. Wiem-zniknęłam. Wyjechałam sobie bezczelnie do Ciechocinka z najlepszą przyjaciółką i jej chłopakiem i nie napisałam ani jednego postu. Na szczęście już jestem. Powiedzmy, że odpoczywałam, choć psychicznie wyjazd troszkę mnie wykończył. Nie zmienia to jednak faktu, że już tęsknie za wspaniałą ciechocińsko-impresjową ekipą i bardzo się cieszę, że zobaczę was wszystkich w czwartek. A zainteresowanych zapraszam serdecznie na koncert wspaniałych młodych ludzi, którzy kochają śpiewać a życie nieco kopnęło ich po tyłku i obdarzyło niepełnosprawnością. Koncerty będą odbywały się w dniach 1-3 sierpnia o godzinie 19.00 w Ciechocinku, oraz 4 sierpnia w Toruniu w Muzeum Etnograficznym. Spędziłam z tą wspaniałą ekipą 10 dni i zapewniam, że wiedzą co to muzyka :)
A teraz do rzeczy. Dzisiaj o poezji. Poezji jednego z moich ulubionych poetów - Stanisława Grochowiaka.
Być może starszemu pokoleniu cokolwiek mówi jego nazwisko,ale ci młodsi zapewne nie znają twórczości tego wspaniałego człowieka. Pochodził z Leszna Wielkopolskiego, w czasie II Wojny Światowej mieszkał z rodzicami i starszym rodzeństwem w Warszawie, później znów wrócił do rodzinnych stron. Gdy poślubił Annę Hermann, przeprowadził się na trochę do Wrocławia, by ostatecznie powrócić do Warszawy, gdzie zmarł i został pochowany. Warszawa to było jego miasto. Wycieka ono z wersów jego wierszy, z prozatorskich tworów, wszędzie gdzie tylko może. Kochał je, choć do końca życia dręczyło go wspomnienie wojny, które utrwaliło się w dziecięcym umyśle , dając swe owoce w postaci wspaniałych sztuk teatralnych, powieści, opowiadań. Nazywają go poetą wyklętym, bo jakoś nie wpasował się w kanon. Mi tam to odpowiada. Mówią, że zniszczyła go marskość wątroby, ale każdy wie, że jego chorobą była wódka. Lubił ją. Wena przychodziła przed i po niej, ale jakoś wódka pozwalała przeżyć ten tępy ból istnienia. Nie pisał jednak o alkoholu, niemal unikając napomykania o nim w swoich publikacjach. A jednak wszyscy wiedzieli.
Kamienica w Warszawie na ulicy Stalowej 2 , gdzie mieszkał S.Grochowiak
Był wielki. Ceniony za życia, zapomniany po śmierci. Na budynku kamiennicy , w której mieszkał nie ma nawet tabliczki. Ma jednak swoją ulicę i bibliotekę w Lesznie- rodzinne środowisko pamięta. Umiłował sobie brzydotę, choć niektórzy mówią, że to nie turpizm a mizerabilizm-coś w tym jest. Gdy czytam takiego "Wdowca", to jakoś tak łzy cisną się same do oczu. Pięknie mówią o nim przyjaciele w książce Anny Romaniuk "Dusza czyśćcowa.Wspomnienia o Stanisławie Grochowiaku."
Grób S.Grochowiaka i jego żony na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach
Gdy mnie czasem ból tak przyciska, że myślę , iż łzy to za mało, to czytam poezję. Poezję wielkiego człowieka, który wiedział co to życie. Zmarł w 1976 roku, drugiego września minie 37 lat od jego śmierci. Warto czasem sobie o nim przypomnieć...
„Rozsadzała go władza. On miał instynkty wodzowskie. Nie chciał ograniczyć się tylko do pisania wierszy-to było za mało. On chciał mieć też rząd poetyckich dusz.” Joanna Siedlecka
„Ile w jego poezji uroku kunsztu słowa, przekonania, że bardziej niebezpieczna od brzydoty jest bierność, nijakość, miałkość.” ks.Jan Twardowski
„Wyobraźnia Grochowiaka niesie więc ze sobą motywy przepychu i nadmiaru, kruchości i bezradności, biologii i śmierci" Andrzej Lam
"Wdowiec"
Stanisław Grochowiak
Wziąłem swój ślubny welon,
W pomiętą zwinąłem gazetę
I było to takie brutalne
Jak ból.
A potem pantofle najczulsze,
Łódeczki najmilsze, najdroższe,
I w puszce od maggi schowałem kolczyki,
Dwie krople rosy.
Nocą podzwaniam tą puszką,
Płaczę nad paczką z welonem,
Kopię z rozpaczy w krzesło
Puste,
Zimne,
Niedobre.
Mam jeszcze mydło po tobie,
Którym mydliłaś piersi
Włosy mydliłaś gorące,
I nos mydliłaś i nos.
Całuję ten śliski kamyczek,
Pożeram ten śliski kamyczek
Na jutro mi już nie starczy,
Mój Boże, i zacznie się głód.
A jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się więcej na temat tego wspaniałego poety, lub na temat jego poezji albo prozy to piszcie- z chęcią napiszę kolejny post, ponieważ mam całkiem sporo wiedzy na ten temat.
Nie zawsze wszystko jest tym, czym się wydaje. Zwykle, wyklęta przez Kościół Katolicki literatura fantasy, niejednokrotnie przemyca wartości i motywy biblijne. I właśnie o nich, będzie mój dzisiejszy post. Będzie to nieco zredagowany fragment mojej pracy na temat literatury fantasy, którą pisałam w ubiegłym roku. Zachęcam do czytania ;)
Pismo Święte bardzo często było inspiracją dla autorów fantastyki. Nie unikał jej Tolkien czy Lewis, a w literaturze polskiej też miała swoje istotne miejsce. Stało się tak zapewne dlatego, że cele zarówno Biblii jak i literatury fantastycznej są poniekąd pokrewne. Działają one dydaktycznie i naświetlają one istotne prawdy
i zasady rządzące światem, wyjaśniając przy tym pochodzenie pewnych elementów
i zjawisk istniejących w rzeczywistości. Pewne motywy zaczerpnięte z Pisma Świętego, można zobaczyć w "Opowieściach z Narnii" Clive Staples Lewis'a. "Drogę Krzyżową" w pierwszej części cyklu odbywa Aslan. Decyduje się on, na męczeńską śmierć za jednego z "synów Adama", jak określa ludzki ród Lewis. Zarówno jego upokorzenie, jakim jest poddanie się bez walki, mimo nieograniczonej siły, jak i zgolenie jego grzywy, są oczywistymi nawiązaniami do pozbawienia Jezusa szat i bierności, wobec szydzących z niego żołnierzy. Lew, patrzący w niebo tuż przed zgonem, kojarzyć się może czytelnikowi z Jezusem , który konając woła: "Boże mój Boże mój, czemuś mnie opuścił ?" Łucję i Zuzannę postrzegać można jako alegorię niewiast, opłakujących Jezusa, gdy szedł na mękę w imię zbawienia świata. Warto także zwrócić uwagę na postać najstarszego członka rodzeństwa Pevensie- Piotra, który symbolizować może Św. Piotra- następcę Jezusa na ziemi. Najmłodszy z rodzeństwa –Edmund może być postrzegany zarówno jako Judasz, który zdradził swojego mistrza(w "Opowieści z Narnii" rodzeństwo) ale także jako Adam, kuszony przez Ewę (w tym wypadku przez Białą Czarownicę)
w początku dzieła. Nie bez znaczenia jest tu zapewne także liczba "synów Adama i córek Ewy" , które Lewis umieścił w swojej powieści. Można przypuszczać, że czwórka odnosi się do czterech jeźdźców apokalipsy, bądź do liczby czterech apostołów. Pierwsza koncepcja może wskazywać na rolę "córek Ewy i synów Adama" w przemianie Narnii. Ich pojawienie jest symbolem nastania "nowego ładu", zaprowadzenia porządku z siłami zła. Nawiązanie do Chrystusa można zauważyć także w trzeciej części cyklu, gdy Łucja i Edmund rozmawiają z Aslanem, który ukazuje im się pod postacią białego baranka. Jest to symbol Jezusa Chrystusa, który nadał Synowi Bożemu Jan Chrzciciel. W następnych częściach cyklu, odkryć można kolejne biblijne nawiązania. W "Koniu i jego chłopcu" poznajemy historię Bri. W rozdziale 14, Lewis przedstawia nam narnijską wersję kolejnego fragmentu Pisma Świętego. Gdy Aslan zachęca Bri do
dotknięcia lwich łap, wąsów i ogona, przychodzi czytelnikowi nieomylne skojarzenie z Nowym Testamentem: "Jezus przyszedł, choć drzwi były zamknięte, stanął pośrodku i rzekł: Pokój wam ! Następnie rzekł do Tomasza: Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż w mój bok i nie bądź już niedowiarkiem lecz wierzącym." Słowa te uświadamiają czytelnikowi fakt alegorczności postaci lwa. To nie jest tylko zwierzę, to zwierzęce uosobienie Boga. Autor Stara się poprzez ten motyw przekazać potęgę i władzę Stwórcy nad wszelkimi istotami ziemskimi. Ponadto Lewis ukazuje w swoim dziele wielopostaciowość Boga, ukazując go zarówno jako jagnię jak i lwa. Bóg, będący jednocześnie Synem Bożym oddaje swoje życie, zachowując się jak baranek zamordowany na ofiarnym stosie, mimo faktu, iż jest najpotężniejszy ze wszystkich, niczym lew. Wszystkie te alegorie z pewnością nie są przypadkowe. Można to odebrać, jako zachętę do odkrycia i zrozumienia wiary na nowo, ale można w tym dostrzec chęć ukazania piękna wiary. Być może Lewis pozostawił tę perfekcyjną parafrazę Biblii do subiektywnego odbioru czytelnika. Nie podał wyjaśnienia, pragnął, by każdy odkrył je według własnego uznania.
John Ronald Reuel Tolkien nie inaczej niż Lewis, w swojej twórczości często czerpał z motywów biblijnych. Zarówno w "Władcy pierścieni",jak i "Sillmarilionie", zauważyć można znaczącą symbolikę zapożyczoną z Pisma Świętego. Najbardziej wyraźnym symbolem jest w tym wypadku oczywiście postać Froda. Można zauważyć liczne związki między tym bohaterem a Jezusem Chrystusem. Ogromne brzemię, które niósł na swoich barkach główny bohater "Władcy pierścieni", jak i znaczenie owego brzemienia, są bliskie Mesjaszowi. Frodo decyduje się przyjąć postawę mesjanizmu, która niesie za sobą ogromne konsekwencje. Ponadto nie jest on (podobnie jak Chrystus) w tej drodze sam- towarzyszą mu liczni pomocnicy. Droga Krzyżowa, także dla Jezusa nie była samotną- pomogła mu św. Weronika, Szymon Cyrenejczyk jak i Maryja. Było to nie tylko wsparcie duchowe, ale jak np. w przypadku Szymona z Cyreny- także fizyczne. Frodo tak samo jak Jezus zalicza upadki. Tolkien pisze: "W tym samym okamgnieniu Frodo padł twarzą na ziemię i usłyszał swój własny głos wołający: 'O Elbereth! Gilthoniel!' " Wydarzenie to może przypominać jeden z upadków Jezusa w drodze na Golgotę. Odpowiednikiem Szymona Cyrenejczyka, mógłby być Sam.
Golum
Cechą łączącą te postacie, jest niesienie nie swojego brzemienia: „Sam ujął obie ręce swego pana, złożył je razem, dłoń na dłoni i ucałował, a potem łagodnie przytrzymał.(…)Z pochyloną głową wspinał się na górę.” Różni ich motywacja. Jak przeczytać można w Piśmie Świętym: "Wychodząc spotkali pewnego człowieka
z Cyreny imieniem Szymon. Tego przymusili, żeby niósł krzyż Jego(Jezusa) ". Sugeruje to, iż Cyrenejczyk nie był chętny, by pomóc Chrystusowi, a tylko wykonał rozkaz. Sam Gamgee z własnej woli zgłosił się do pomocy Frodowi. Oczywiście, wpłynął na niego Gandalf, ale hobbit robił to, co podyktowało mu serce. Kiedy w pierwszym tomie, Frodo rozmawia z Samem po spotkaniu z elfami, można przeczytać:
" -A więc wciąż jeszcze trwasz w zamiarze pójścia razem ze mną ?
-Tak, proszę pana.
-To będzie bardzo niebezpieczne Samie. To już jest niebezpieczne! Najprawdopodobniej żaden z nas nie wróci do domu.
-Jeżeli pan nie wróci, to na pewno nie wrócę i ja - rzekł Sam."
Motyw pierścienia, przywodzi na myśl biblijny "zakazany owoc". Pierścień naszpikowany złymi mocami, kusi swego przyszłego właściciela do popełnienia czynu sprzecznego z naturą. Właściciel przedmiotu z reguły, wie, że wsunięcie go na palec jest złe, a jednak robi to. Pierścień kusi niczym biblijny wąż. Założenie pierścienia, choć z początku przynosi korzyść, w ostatecznym rozrachunku nie prowadzi do niczego korzystnego. Podobnie jest z owocem z "drzewa poznania dobra i zła". Ewa zyskała wiedzę, ale straciła raj.
W utworze Tolkiena odnaleźć można również metaforę Judasza. Jest nim Golum, który, choć udziela pomocy Frodowi, w ostateczności kieruje się tylko złymi pobudkami. Jest to postać dwuznaczna- zarówno dobra jak i zła. Staje się taki po wpływem pierścienia i to on jest bezpośrednio odpowiedzialny za jego czyny. Smeagol nie jest na wskroś zły, to bohater zagubiony. Dla Goluma liczy się jego "skarb" i tylko z tego powodu decyduje się on na pomoc hobbitowi z Shire. Sytuacja ta, przywołuje pewną analogię związaną z Judaszem. Apostoł zdradził swojego mistrza, za trzydzieści srebrników, ale jak czytamy w Piśmie Świętym , kierował nim szatan. Smeagolem rządzi pierścień , który jest jego skarbem. Gollum może być także alegorią Kaina. Tak samo jak biblijna postać, dopuszcza się on zbrodni na swoim pobratymcu. Kierują nim inne żądze, ale wszystko zachodzi w podobnych okolicznościach. Co prawda, Gollum nie zostaje naznaczony tak wyraźnym piętnem jak Kain, ale za takie można uznać jego odrażający wizerunek. Goluma także nikt nie ośmiela się zabić, a umiera on na skutek własnego pragnienia posiadania. Smeagol podobnie jak Kain, zostaje wygnany. Zło jednak, w dziele Tolkiena nie bierze się z niczego. Aby to zrozumieć, warto zwrócić uwagę na "Silmarillion". Aby mieć pełen ogląd na świat Śródziemia, należy zacząć od jego stworzenia. W "Silmarillionie", już w pierwszych słowach można zauważyć wyraźne odniesienie do Pisma Świętego. Czytamy, "Na początku był Eru" Nasuwa się oczywiste skojarzenie, związane z biblijną Ewangelią św. Jana. Pisze on, "Na początku było Słowo". Tak samo jak w Biblii, autor przedstawia nam monoteistyczną teorię stworzenia świata.
Oczywiście występują pewne różnice, jak chociażby ta, że w zrealizowaniu zamysłu wykreowanego w umyśle Eru, pomagają mu Ainurowie, podczas gdy w Piśmie Świętym, Bóg działa sam. Nie zmienia to jednak faktu, że za kształt , który przybierze świat, odpowiada jedynie Stwórca. Nasuwa się także kolejne podobieństwo: w Biblii początkiem świata jest słowo Boga, w "Silmarillionie" jest to melodia wykreowana przez Eru. Bóg kreuje ludzi na swoje podobieństwo, podobnie postępuje Eru. Czytamy, "On to powołał do życia Ainurów, Istoty Święte, zrodzone z Jego myśli. Ci byli z Nim wcześniej niż powstało wszystko inne." Tolkien stworzył także alegorię upadłego anioła, szatana. Za takiego uznać w "Silmarillionie" Melkora. Choć w Piśmie Świętym nie jest wiele napisane o szatanie, to Melkor z pewnością odpowiada modelowi tej postaci. Ten zbuntowany przeciw Stwórcy Ainur odznacza się niezwykłą mocą. Panuje w krainie ciemności, przekonuje do siebie kolejne stworzenia i tworzy kolejne mroczne postacie. Nie działa sam - ma swoich pomocników. Tolkien pisze o nim, "Rozum przemienił w przebiegłość, aby znieprawić i naginać do własnej woli każdego, kto mógł być użyteczny, aż stał się bezwstydnym kłamcą." Pozostaje pytanie, czy krainę Mordor można uważać za piekło. W Piśmie Świętym, w Księdze Jeremiasza, jest napisane: "Dlatego przyjdą dni - wyrocznia Pana - że to miejsce nie będzie się już nazywało Tofet ani doliną Ben-Hinnom, lecz Doliną Mordu."
Przypuszczać można, że było to inspiracją dla Tolkiena, ponieważ wydaje się to być podobnym określeniem. Prawa rządzące Śródziemiem pokrywają się z biblijnymi regułami. Widać to w podstawowej zasadzie- ostatecznie dobro zwycięża nad złem. W obu tekstach widać podobieństwa w systemie nagród i kar np. Smeagol zostaje wygnany z wioski, podobnie jak Kain, ponowny ślub jest dozwolony tylko w przypadku śmierci małżonka, co ukazuje nam "Silmarillion". Zbliżona jest również kreacja postaci. Istoty stworzone przez Eru- mają wolną wolę, tak jak ludzie stworzeni przez Boga. Dzieło Tolkiena ukazuje liczne nawiązania do Pisma Świętego i ukazuje przez to pewne modele zachowań - złych i dobrych. Nie bez powodu autor używa w „Silmarillionie” stylizacji biblijnej. Ten zabieg literacki wyraźnie podkreśla zależności jakie autor dostrzega między światem fantastyki a biblijną rzeczywistością. Autor wykreował Śródziemie, według zasad łudząco podobnych do tych ustanowionych poprzez Pismo Święte. Swoimi dziełami Tolkien podkreśla rangę wartości biblijnych i przedstawiają je czytelnikowi w atrakcyjny dla niego sposób.
Dziś o moich ukochanych animacjach. Jednakże dziś tylko i wyłącznie o animacjach "niedisney'owskich" , ponieważ o nich będzie później. Chcę tu wymienić kilka wartych zauważenia bajek, które zawładnęły moim sercem gdy byłam dzieckiem i gdy już nim nie jestem :) Bo bajki oglądam nadal. Kocham piosenki w filmach animowanych, kocham żywe kolory, kocham piękne, logiczne animacje-zapraszam.
1) Zdecydowany number one:
"Anastazja"-przepiękna historia z ziarnkiem prawdy i porywającą, mroczną historią o Anastazji z Romanowów. Muzyka, urzekająca, postać Rasputina-wspaniale przerysowana. Postacie posiadają zdecydowany "rys disney'owski" , ale jest to produkcja 20th Century Fox. I to tyle w tym temacie.
Anastazja z babcią w wersji animowanej
Anastazja Nikołajewa z matką, carycą Aleksandrą
2)Numer drugi, czyli "Magiczny miecz-Legenda Camelotu". Świetna produkcja, humor, magia (jak to w bajkach bywa), konkretni, niebanalni bohaterowie. Pierwszy raz w bajce spotkałam się z osobą niewidomą i ten pomysł jest bardzo fajny ! Piosenki ładne, także są, więc chyba nie mam nic do zarzucenia :) Jest to historia o Kayley ,która wyrusza na poszukiwanie Exaliburu, by uratować swoją matkę. Pomaga jej w tym Garred i zabawny smok o dwóch głowach. :)
piękna piosenka ;)
3)Pozycja trzecia, czyli "Rio". To całkiem nowa produkcja, o papudze, która nie potrafi...latać!Nic więcej o fabule dodawać nie trzeba-trzeba obejrzeć. Tutaj zdecydowanie urzekła mnie piękna animacja ! Chyba najładniejsza jaką dane mi było widzieć. A ponadto świetna, egzotyczna muzyka.
4)Ostatnia zaproponowana przeze mnie bajka, to "Mustang z Dzikiej doliny" . Historia zbuntowanego konia, który nie chce dać się okiełznać ludziom, wycisnęła ze mnie sporo łez. Bajkę oglądałam jako mały smyk w kinie i dobrze ją wspominam. Wracałam do niej kilka lat temu i tylko utwierdziło mnie to w moich dobrych wspomnieniach. Piękna animacja, ciekawa fabuła i również - piękna muzyka. Warto !
Miało być dzisiaj o mitologii. I będzie. Ale to za momencik, bo najpierw chcę się pochwalić moimi dzisiejszymi książkowymi zakupami :) Tata musiał mocno trzymać mnie za rękę, bym nie wydała wszystkich moich oszczędności wakacyjnych. Ostatecznie kupiłam cztery książki w powalającej, łącznej kwocie 37,50 :) A są to:
Przeurocza seria dla dzieci, którą uwielbiam. Mam problemy żeby ją odnaleźć, ale gdy tylko mam możliwość to decyduję się na zakup. Świetna sprawa dla dzieciaków i takich pokręconych ludzi jak ja. Niemal oszalałam ze szczęścia jak ją dostałam w swoje ręce :) Ale to nic przy paru innych zakupach.
Jako maturzystka poczułam się w obowiązku to cacko mieć. Oczywiście tylko wtedy, gdy kosztuje 3.99 :) Nie miałam okazji dokładniej się przyjrzeć, ale to fajna pozycja.
Chciałam kupić tę książkę już dawno, ale nie sądziłam , że uda mi się to za 9,99. Maria Antonina to postać, która zaintrygowała mnie po obejrzeniu filmu z Kirsten Dunst. Przeczytam-zrecenzuję. Na razie stawiam na półce, bo teraz czytam "Białą królową", autorstwa Philippy Gregory.
I ostatnia: książka "legenda" wśród osób czytających fantasy. A ja czytam i to dość często. Pomyślałam, że warto sprawdzić o co tyle hałasu i kupiłam tom pierwszy. Miejmy nadzieję, że się nie zawiodę, choć od jednej, zaufanej osoby usłyszałam, że "nie znosi tej autorki i jej książek".
A teraz właściwa część mojego wpisu. Dziś o mitologii greckiej. Mitologii w trzech odsłonach. Zacznę może od tego, że mitologia jest mi bliska, od kiedy poznałam ją w szkole podstawowej. Pokochałam ją na maksa i kocham do teraz, wplatając jej elementy do mojej wszelakiej twórczości, w sporych ilościach. Dziś postanowiłam zestawić trzy książki traktujące o mitologii greckiej. Książki bądź co bądź popularne, bo dostępne niemal w każdej bibliotece/księgarni. Zacznę od mojej ulubionej, czyli "Mitologii Greków i Rzymian" autorstwa Zygmunta Kubiaka. Ani autora, ani pozycji nie trzeba raczej przedstawiać. Dlaczego ulubiona? Ano, jakoś tak na stałe zagościła w moim sercu, dzięki swej fachowości, licznym odwołaniom do literatury antycznej i języka greckiego, dzięki świetnie sporządzonemu spisowi treści (choć może brzmieć to zabawnie). Lubię bardzo język Kubiaka i to, że rozumiem to, co czytam, a ponadto interesuje mnie to! No i skądinąd Kubiaka mam w domu a takiego Parandowskiego np. - nie.
Ale skoro już jesteśmy przy Parandowskim, to zostańmy tutaj :) Co więc sądzę o "Mitologii" ? To bardzo wdzięczna książka, po którą sięgam od czasu do czasu, jednak nie wydaje mi się tak wnikliwa, jak dzieło Kubiaka. Zdecydowanie bardziej przystępna dla przeciętnego ucznia i często wykorzystywana w szkołach. Niemniej-świetnie napisana i również ciekawa. Ja jednak zawsze będę się bardziej skłaniała ku "Mitologii Greków i Rzymian". Co więc na koniec? Być może zaskoczenie, ale pozycja dla...dzieci ! A jest nią książka Grzegorza Kaspedke "Mity dla dzieci". Moje osobiste początki z mitologią grecką wiążą się właśnie z tą publikacją, którą dostałam od sprytnej cioci-nauczycielki :) Język książki oczywiście jest jak najbardziej dostosowany do gustu dziecięcego, historyjki są humorystyczne, a obrazki kolorowe :) W "Mitach dla dzieci" znajdziemy dziesięć historyjek: o stworzeniu świata, o Prometeuszu, Afrodycie,Hermesie,Demeter i Persefonie,Dedalu i Ikarze, Puszce Pandory, Europie, Tezeuszu i o królu Midasie. Ogólnie rzecz biorąc-nie mam zarzutów ! Świetna książeczka. Nie udało mi się odnaleźć w internecie takiej okładki, jaką ja mam, więc zamieszczam inną, z obrazkiem przedstawiającym Europę i Zeusa :) :
Podsumowując. Wszystkie trzy pozycje warte posiadania. Wszystkie warte przeczytania. W zależności od wieku można dopasować dla siebie odpowiednią. Z tego co pamiętam, to jest także pośród serii "Strrraszna historia" książeczka o mitologii. Bardzo chciałabym ją mieć :) Niestety znaleźć jej nie sposób :(
Na koniec przyznam się szczerze, że sama nie wiem o czym pisać na tym blogu, ponieważ...mam zbyt wiele pomysłów i nie mogę się zdecydować! Konsultuje wszystkie z mamą i jakoś tak leci dalej. A teraz zmykam, by zabrać się za drugi sezon "Rodziny Borgiów". Do zobaczenia (a może do przeczytania? lub napisania?) jutro !
Do teatru chodzę rzadko. Nie będę się wybielać. Nie chodzę, bo jakoś tak drogo...i w sumie nie ma z kim...i ubrać się trzeba ładnie...Czyli po prostu szukam wymówek. Obejrzę od czasu do czasu Teatr Telewizji, a jak mam okazję pójść ze szkoły to idę. Niestety okazję mam rzadko. I tak w sumie, to stwierdzam, że żałuję, że nie chodzę po ostatnim spektaklu. Bo miałam przyjemność zobaczyć w Teatrze Polskim, w kameralnym towarzystwie, wspaniałą sztukę "Popiełuszko". Jako, że doświadczenia nie mam, to nie będę porównywać, ale sztuka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Przeżyłam wstrząs i potrzebowałam czasu aby się otrząsnąć, bo nie da się ukryć, że sprawa bł.ks. Jerzego Popiełuszki, zawsze budziła we mnie gorące uczucia. Nie tak gorące, jak u tych, co księdza znali, lub chociaż żyli, gdy umarł, ale bądź co bądź -gorące.
Ta sztuka...To swoisty rozrachunek z Kościołem Katolickim. Zdystansowany, kontrowersyjny rozrachunek, z tym, czego dużą częścią jestem, bo mienię się mianem tej, "wierzącej, praktykującej". Podobał mi się ten stosunek. Scenariusz do tego przedstawienia napisała Małgorzata Sikorska-Miszczuk i z pewnością tym, którzy są na bieżąco z teatrem, coś niecoś to mówi :) Mi nie. Nie da się jednak ukryć, że ogólny wydźwięk tej sztuki, że cała ta otoczka sprawiła niemałe zamieszanie w teatralno-kulturalnym świecie. Bo sztuka szokuje. Mnie pozytywnie. Nie wiem jak resztę. Ukazuje Kościół Katolicki, jako wpisany w część naszego dziedzictwa narodowego. Jako część każdego Polaka, od urodzenia, do śmierci. Największa bzdura jaką wpaja się każdemu kolejnemu pokoleniu. Dziś wreszcie próbujemy wyjść z tego stereotypu. Polak nie równa się Katolik!
Zachwyciła mnie prostota tego przekazu. Z dozą ironii, sarkazmu i tragizmu. A jednak tak prosto. Zachwyciła mnie gra aktorska. I banalność scenograficzna. Paweł Wodziński odwalił kawał dobrej roboty. Ta makieta, samochód i wykorzystanie ścian, jako rekwizytów...Naprawdę wybitny pomysł. Szczególne brawa dla panów Pawła Gilewskiego, Marcina Zawodzińskiego i Mariana Jaskulskiego, którzy fenomenalnie zagrali morderców. Zobaczyć ich można powyżej. Choć tak właściwie, to każdy tu grał kilka ról, co wcale nie wprowadzało zamieszania. Wynikało z naturalnej kolei rzeczy. Ogromny szacunek także dla aktorki Magdy Łaski, która tak bardzo...przypominała mi mnie samą lub moją matkę. Bo chyba wszyscy czasem wkurzamy się o jakieś "małe, żółte gówno" (aby zrozumieć-odsyłam do sztuki). Miałam przyjemność poznać osobiście jedną z aktorek. Panią Karolinę Adamczyk, która w sztuce grała m.in. docent Gruszkę. To ta pani w tym fioletowym sweterku. Z przykrością stwierdzam, że jej grę aktorską oceniam najsłabiej.
To sztuka prosta i skomplikowana zarazem. Opowiadająca o zbrodni na człowieku, o zbrodni na idei, o zbrodni na prawdzie i kościele katolickim. Opowiadająca o zbrodni na społeczeństwie polskim. Wstrząsająca, zmienna i kontrowersyjna. Tak, jak lubię. Miałam iść na zupełnie inną sztukę i nieźle kręciłam nosem, ale...nie żałuję , że tamto nie wyszło. To wspaniała historia. Warta zagrania i obejrzenia.
\
Chcąc-nie chcąc porównywałam tę sztukę do filmu. A oglądałam go w kinie, przy pełnej sali. Płakałam. Poruszył mnie, równie mocno co sztuka. Oba warte uwagi. Oba drastycznie nagie. Oba emocjonalnie nieobojętne, bo czynią z mózgu jeden ,wielki kłębek myśli. Polecam z czystym sercem.
Trochę siedzę w tej kulturze :) Jak każdy chyba. Nie mam tam swojego konkretnego miejsca, ale ona ma swoje konkretne miejsce we mnie. Piszę, oglądam, słucham i tworzę. Oddycham tą kulturą. A tutaj tak po prostu parę słów ode mnie o tym co mnie w niej kręci lub wręcz przeciwnie. Coś o filmach, serialach, książkach, blogach, przedstawieniach, muzyce, poezji i wszystkim tym, co częścią kultury jest, a co miałam okazję poznać. Za pół roku stuknie osiemnastka, teraz wypoczywam wakacyjnie, a za kilka miechów maturka :) Zdaję m.in. rozszerzenie z j.polskiego i historii, więc chyba jakieś tam pojęcie mam w temacie. Klasa humanistyczna,ot co. Dobra, koniec ględzenia. Zabieramy się do roboty!