środa, 18 czerwca 2014

Życiorys a twórczość

Zastanawialiście się kiedyś jak bardzo życiorys autora może mieć wpływ na jego twórczość? Według mnie to nierozerwalne prawo rządzące każdym pisarzem/reżyserem/poetą/muzykiem. Po prostu sztuka powinna powstawać w wyniku przeżywania i odkrywania czegoś głębokiego. Nawet najbardziej fantastyczne książki z wątkami szeroko wykraczającymi po za ramy realizmu, są według mnie oparte na jakichś doświadczeniach życiowych. A mówię to z premedytacją i pełną świadomością, jako osoba sama zajmująca się pisaniem. Trudno wszakże pisać o pewnych uczuciach czy wydarzeniach, bez przeżycia ich ,choć w pewnej mierze.
Postaci kreowane przez pisarzy często mają rys osób im bliskich, ewentualnie ukazują obraz ludzi takich, jakimi chce widzieć społeczeństwo i jego poszczególnych przedstawicieli,  twórca. W swoich dziełach starają się oni przekazać wyznawane idee, własne koncepcje i odrębne, subiektywne  spojrzenie na świat. Robiąc to, w pewien sposób „sięgają” do swojego życiorysu jednakże nie zawsze w sposób logiczny i bezpośredni, często uciekając się do skomplikowanych historii , symboli i metafor. Niejednokrotnie potrzeba umiejętności czytania „między słowami”, by odkryć te  nawiązania. Elementy biografii to inspiracja, często wywołana silną potrzebą swoistej spowiedzi z życia. Nadaje to twórczości emocjonalności i wiarygodności, co wpływa na odbiór dzieł.

Jednym z autorów, dla którego życiorys był tematem literackim, jest Paulo Coelho- pisarz powszechnie znany na świecie, napisał takie utwory prozatorskie, jak "Alchemik", "Jedenaście minut" czy "Weronika postanawia umrzeć". Jest tym, wyjątkowym typem  literata, który nie ukrywa, że inspiracją, dla niektórych z jego dzieł, było życie prywatne i trudna przeszłość. Jednakże nie trudno się tego domyślić, bo motywy w powieściach są jednoznaczne i po przeczytaniu życiorysu szybko można odkryć między nimi wiele związków. Szczególnie czytelne są one w książce "Walkirie". Opowiada ona o mężczyźnie, który wraz z żoną wyrusza na czterdzieści dni na pustynię by odkryć swoją drogę duchową i spotkać anioła. Bohater jest imiennikiem autora a we wstępie Coelho pisze, „W Walkiriach opisałem swoje doświadczenia na  pustyni i wydarzenia, które  rozegrały się między 5 września a 17 października 1988 roku.” Niemniej autor przeplata w książce pewną fikcję literacką  z prawdą, dla lepszego uchwycenia tego co dla niego ważne w przekazie. Nawiązuje on do swojej okultystycznej przeszłości a także do poznania żony i rozpoczęcia pracy w wytwórni płytowej. Porusza także, pokrótce temat podróży po świecie i spotkania z tajemniczym mężczyzną w dawnym    obozie koncentracyjnym w Dachau. Wszystko to, kreuje obraz jego i żony dość zgodny z rzeczywistym stanem. O swoich życiowych doświadczeniach pisze też, w "Weronika postanawia umrzeć", choć nie w tak bezpośredni sposób jak w "Walkiriach". Opisuje tam historię Weroniki- kobiety, która ma dosyć swojego życia, więc podejmuje próbę samobójczą, która na jej początkowe  nieszczęście kończy się przeżyciem. Ostatecznie okazuje się,  że wychodzi jej na dobre pobyt w szpitalu psychiatrycznym , gdzie poznaje swoją miłość i odkrywa prawdę o samej sobie. Sam Coelho w młodości trzykrotnie przebywał w psychiatryku, na co skazali go jego rodzice. Był poddawany elektrowstrząsom, spędził tam jedne z najgorszych lat życia. W "Weronice..." opisuje  specyfikę działania tych szpitali, swoje własne przeżycia i zabarwia je odrobiną optymizmu dając tym samym czytelnikowi nadzieję na możliwość uwolnienia się od rutyny codziennego życia i narzucanych odgórnie nakazów. Zwraca też uwagę na to, czego wielu ludzi nie docenia i nie zauważa w monotonii bytu, a co zmienia diametralnie postrzeganie świata. Przekazuje w ten sposób  swoje spojrzenie na życie , które ukształtowały jego dawne, silne przeżycia. Weronikę do szpitala zawożą rodzice tak jak Paula Coelho- być może to oczywiste nawiązanie ma być pewnym rozliczeniem autora z przeszłością.

Lucy Maud Montgomery urodziła się na Wyspie Księcia Edwarda, jej matka zmarła gdy była niemowlęciem a ojciec porzucił ją , oddając na wychowanie do dziadka i babci od strony matki. Skończyła szkołę ze świetnym wynikiem, następnie została nauczycielką. Kochała kwiaty, pisanie i była bardzo wrażliwą kobietą a wizerunek podobnej, młodej damy umieściła w serii książek o rudowłosej Ani z Zielonego Wzgórza oraz trylogii o uczuciowej Emilce ze Srebrnego Nowiu. Obie serie są bardzo do siebie podobne,choć Emilka ma nieco więcej osobistych akcentów względem Montgomery. Oba cykle powieściowe opowiadają o wrażliwych dziewczynkach wychowanych przez surowych, konserwatywnych opiekunów (choć można by polemizować z wizerunkiem Mateusza,który jest wyjątkiem od reguły) , które realizują się w swoich pasjach i kochają życie. To wierny obraz dzieciństwa i młodości samej autorki, która tak jak Paulo Coelho posłużyła się przy szukaniu inspiracji swoją trudną przeszłością. To typowo kobiece spojrzenie na sprawy życia i codzienności. Pisała pamiętniki , tak jak bohaterki jej powieści, chętnie zajmowała się sprawami kościoła i szkółki niedzielnej , co jest zaakcentowane m.in. w Ani z Zielonego Wzgórza . Montgomery,  po śmierci dziadka powróciła do domu dzieciństwa, by zaopiekować się babcią. Podobną  decyzję podjęła względem Maryli, Anna Shirley w powieści "Ania z Avolnea". Autorka kochała Wyspę Księcia Edwarda, uważając ją za najpiękniejsze miejsce na ziemi. To samo uczucie żywiła do rodzinnego regionu główna postać z serii o Zielonym Wzgórzu.


Jednym z głównych bohaterów powieści grozy "Lśnienie" jest Jack Torrance, ojciec-alkoholik  i pisarz. Brzmi to bardzo znajomo dla autora tejże książki- Stephena Kinga. Ten wybitny mistrz horroru przez kilka lat zmagał się z uzależnieniem od alkoholu i narkotyków.  Ponadto , tak jak Jack Torrance miał problemy ze znalezieniem pracy w zawodzie nauczyciela. W swoich dziełach przeplata on motywy charakterystyczne dla dreszczowców (przede wszystkim fantastyczne) z pewnymi elementami zaczerpniętymi z własnego życia. Nie łatwo odkryć te nawiązania pośród nierealnych motywów i postaci, ale jest to możliwe. Tym co bardzo rzuca się w oczy, jest szczególnie częste umiejscawianie akcji swoich powieści w stanie Maine, który jest miejscem urodzenia Kinga. Być może jest to dla niego po prostu wygodne, bo trudno pisać o miejscu , w którym się nigdy nie było. W mini-powieści "Ciało" opisana jest historia chłopców, którzy wyruszają,by odnaleźć zwłoki ich rówieśnika, który zginął na torach. Można doszukać się tu, odniesienia do pewnego incydentu z życia autora. Stephen King jako młody chłopiec był świadkiem śmierci swojego przyjaciela, który został potrącony przez pociąg i zmarł. W ten sam sposób zginął Ray Brower – bohater "Ciała". Ponadto narrator,  który idzie odnaleźć zwłoki wraz z kolegami, para się pisarstwem. Stephen King zajął się tworzeniem już jako młody człowiek. Być może opowiadanie,to dla autora swoisty powrót do dzieciństwa, pewny zwrot życia dla kolegi, którego pożegnał w dzieciństwie.

To był bardzo subiektywny wybór autorów. Paulo Coelho- bliski mojemu sercu od czasów gimnazjum, Annę Shirley kocham od lat, a inne powieści Montgomery równie mocno, Stephen King to po prostu mistrz grozy. Skupiłam się na tych książkach, które czytałam, choć niewątpliwie w wielu pozostałych można znaleźć kolejne porównania. Aby je sobie przybliżyć, warto zerknąć do biografii ww. pisarzy :) 

niedziela, 15 czerwca 2014

Mitologia w "Trenach"

Dziś parę słów o "Trenach Jana Kochanowskiego, którego twórczość bardzo sobie cenię. Renesans to w ogóle wspaniała epoka. A sam Jan z Czarnolasu był niezwykle intrygującą postacią, z całym swym dorobkiem literackim i życiorysem. Gdy zmarła jego ukochana Urszula, napisał dla niej zbiór pięknych wierszy, które na stałe wpisały się w kulturę polską. Dziś chciałabym jednak rozpatrzyć "Treny" pod konkretnym kątem. Interesują mnie występujące w niej nawiązania do mitologii greckiej i rzymskiej. Warto zauważyć, że mitologia występuje niezwykle często w twórczości wielu poetów, dawnych i współczesnych.

Mitologia zakorzeniła się w kulturze europejskiej głównie za sprawą wybitnych postaci renesansu, które wielokrotnie czerpały z dorobku cywilizacji antycznych. To właśnie w XV i XVI wieku nastąpił największy rozkwit klasycyzmu, który wywarł ogromny wpływ na szeroko pojętą sztukę , na następne setki lat. Warto nadmienić, iż pomimo licznych reinterpretacji mitologii, motywy te są nieodmiennie ciekawym i żywym elementem kultury. I choć na Europę największy wpływ miała mitologia grecka i rzymska, coraz częściej sztukę determinują motywy z wierzeń słowiańskich, celtyckich jak i azjatyckich lub też egipskich. Są one inspiracją dla pisarzy literatury fantasy, m.in. Tolkiena czy Rowling ale również reżyserów próbujących podbić rynek filmowy naszpikowanymi efektami specjalnymi interpretacjami mitów. Choć wierzenia mitologiczne są bardzo rozwinięte, sama forma podawcza mitu to dość krótki, nie wzbogacony w szczegóły i głębokie portrety psychologiczne tekst lub opowieść. Daje to ogromne możliwości adaptacyjne , pozwalając poszerzyć i ukazać dowolną historię reżyserowi, pisarzowi, poecie etc. w dowolnie wybranym kontekście. Jednocześnie sprawia to, że mity nigdy nie są nudne, zawsze pozostawiają jakieś wątpliwości i pytania, na które można postawić setki odmiennych odpowiedzi.

Skąd właściwie wzięła się sława mitologii ? Tu z wskazówką przychodzi nam Arthur Cotterell, światowej sławy autorytet w tej dziedzinie. Pisze on: „Potęga greckiej mitologii, tak jak wielu innych szlachetnych tradycji, zasadzała się na jej zbiorowym charakterze. Mit nie jest bowiem dziełem indywidualnym- jego cechą charakterystyczną jest to, że fabuła i postacie są łatwo rozpoznawalne przez słuchaczy, poeta czy opowiadający odwołuje się do zbiorowej wiedzy.”  
Kochanowski z Urszulą wg. Matejki

 Ale wracając do Trenów ! Autor napisał je po śmierci swojej ukochanej córki, Urszuli, która zmarła w bardzo młodym, dziecięcym wieku. W swoim dziele (majstersztyku!) odwołuje się on w sposób nieprzypadkowy do tradycji antycznej i mitologicznej. Jak sądzę, jest to przemyślane działanie ukształtowanego poetycko autora, który słynął ze swoich klasycystycznych poglądów i zainteresowań. Warto pamiętać, iż wprowadził  do literatury polskiej całą gamę antycznych gatunków literackich, m.in pieśń. Treny to jednak przykład załamania światopoglądowego autora, który zdruzgotany śmiercią ukochanego dziecka stawia pytania o sens egzystencji . Formułując je, Jan z Czarnolasu przywołuje postaci z kultury greckiej i rzymskiej.
Niobe
Wspomina o nich już w Trenie IV, gdzie pisze :„A przynamniej tymczasem mogłem był odprawić/ Wiek swój i Persefonie ostatniej się stawić, /Nie uczuwszy na sercu tak wielkiej żałości, /Której równia nie widzę w tej tu śmiertelności. /Nie dziwuję Niobie, że na martwe ciała /Swoich namilszych dziatek patrząc skamieniała.” W tym fragmencie wymienia on dwie postacie z mitologii greckiej- Persefonę i Niobe. Pierwsza z nich to żona Hadesa, bogini umarłych, pani w zaświatach. Niobe była córką Tantala i królową Teb, na której oczach zamordowano jej dzieci. Z rozpaczy śmiertelniczka została zamieniona przez Zeusa w kamień. Kochanowski wybrał je , ponieważ ich mitologiczne losy były ściśle związane ze śmiercią. Podmiot liryczny, którego można utożsamiać z autorem jest gotów umrzeć zamiast Urszulki i twierdzi, że rozumie ból, który czuła Niobe po stracie dzieci, utożsamia się z nią. Mitologia staje się więc tu dla autora sposobem na ukazanie odbiorcy ,wewnętrznego cierpienia ,targającego ogarniętym żałobą ojcem.
O Persefonie Kochanowski wspomina ponownie w Trenie V, gdzie tym razem pisze: „U nóg martwa upadła. O zła Persefono,/Mogłażeś tak wielu łzam dać upłynąć płono?” W tym wypadku, podmiot liryczny oskarża ją o odebranie mu córki, wyraża swą nienawiść wobec bezlitosnej bogini. Namnożenie elementów mitologicznych występuje także w Trenie X. Tam autor wymienia komponenty składające się na funkcjonowanie Hadesu, czyli świata umarłych. Pisze o „szczęśliwych wyspach”, „teskliwych jeziorach Charona”, „zdrojach niepomnych”. Wspomina także o przemianie Urszuli w słowika, co zdarzało się po śmierci zarówno w mitologii greckiej i rzymskiej. Czyściec o którym wzmiankuje może być zarówno nawiązaniem do Pisma Świętego jak i „Eneidy” Wergiliusza. Mitologiczne miejsca i sytuacje mają być dla Kochanowskiego odpowiedzią na pytania o los dziecka po śmierci.
Charon

Ponownie do mitologicznie żałobnych motywów Jan z Czarnolasu nawiązuje w Trenie XIV.  Tam pisze: „Gdzie te wrota nieszczesne, któremi przed laty/ Puszczał sie w ziemię Orfeus, szukając swej straty,/Żebych ja też tąż ścieżką swej namilszej córy/Poszedł szukać i on bród mógł przebyć przez który/ Srogi jakiś przewoźnik wozi blade cienie” Mowa tu o Orfeuszu oraz ponownie o Charonie. Ów pierwszy to mitologiczny śpiewak, który swoim głosem tak zachwycił Hadesa i Persefonę, że ci wypuścili z zaświatów jego żonę. Złamał jednak warunek nie odwracania się w jej stronę w drodze na ziemię, tym samym tracąc ją bezpowrotnie. Charon był natomiast odpowiedzialny za transport umarłych przez rzekę Styks. Kilka wersów później Kochanowski pisze o surowym Plutonie,czyli rzymskim odpowiedniku boga Hadesa. W jakim celu w tym wierszu autor użył tak wielu mitologicznych odniesień ? Jak sądzę, przede wszystkim błaga on o zwrócenie mu dziecka, tak jak Eurydyki Orfeuszowi, ponadto ma on nadzieję, że okrutni bogowie zlitują się nad cierpiącym ojcem i wyleczą go z udręki.
Ostatnim z omawianych przeze mnie trenów będzie Tren XV. Kilkakrotnie osoba mówiąca wspomina w nim  o Niobe, m.in. w wersach : „Uspokójcie na chwilę strapioną myśl moję,/Póki jeszcze kamienny w polu słup nie stoję,/Lejąc ledwe nie krwawy płacz przez marmór żywy,/Żalu ciężkiego pamięć i znak nieszczęśliwy.” Pisze także o Febe: „A wasze prętkie strzały albo łuk co czyni/ Niepochybny, o Febe i mściwa bogini?” Febus to rzymski odpowiednik greckiego Apolla, wyżej wymieniona „mściwa bogini” to Artemida bądź też rzymska Diana. W kolejnych strofach, podmiot liryczny prosi dla córki o możliwość dożycia sędziwego wieku. W pierwszym wersie wymieniona zostaje także Erato- jedna z dziewięciu muz w mitologii greckiej. Tym tytułem określa Kochanowski swoje ukochane dziecko, Urszulę. W trenie tym, łączą się w jedno wszelkie cele użycia motywów mitologicznych z poprzednich utworów. Warto zwrócić uwagę na fakt, iż w Trenach Jan z Czarnolasu zręcznie scala wierzenia mitologiczne z chrześcijaństwem. Istotnym jest też to, że Treny prezentują nie tylko postać zrozpaczonego ojca , ale także poetę i filozofa. Pisze o tym m.in. Wacław Walecki w "Literackich wizjach i re-wizjach": „Są więc Treny z pewnością wyrazem przede wszystkim kryzysu filozoficznego i zobrazowaniem światopoglądu autora wywołanego wstrząsem, jakiego uprzednio doznał.”
Apollo


Tak sobie myślę...Nie można zaprzeczyć, że kultura antyczna wywarła ogromny wpływ na cały dorobek ziemskiej cywilizacji. Jako, że mitologia jest jego istotnym elementem, motywy z niej zakorzeniły się na stałe w sztuce. Wbrew pozorom można zauważyć duży związek między światem oddalonym o cztery tysiące lat a współczesną cywilizacją. Być może w tym właśnie tkwi piękno i tajemnica mitologii- jest ona ponadczasowa i niezbywalna. Andrzej Sapkowski do którego przeczytania zbieram się od dłuższego czasu pisał,że : „Tylko w legendach może przetrwać to, co w naturze przetrwać nie może. Tylko legenda i mit nie znają granic możliwości.” 

A jeśli kogoś bardziej zainteresowała mitologia we WSPÓŁCZESNEJ literaturze, z naciskiem na literaturę fantasy i science-fiction to gorąco polecam, niedużą, niegrubą książkę znawcy tematu, Sapkowskiego,  pt. " Rękopis znaleziony w smoczej jaskini"
A tekst wszystkich "Trenów" znajdziecie tutaj:
http://literat.ug.edu.pl/~literat/kochan/index.htm

sobota, 14 czerwca 2014

Poetyckie dni

Mam ostatnio "poetyckie dni". Tak sobie nazywam te dni, które spędzam na słodkim nieróbstwie, czując się po brzegi wypełniona samotnością, która sprzyja mojemu twórczemu szałowi. I wtedy sobie tworzę w spokoju mojej duszy :) Dlatego na ten moment pozostawiam wszystkich czytelników z moją małą poezją :)


„Posiłek uczuciowy” 

Pożeram ochłapy z twojego talerza
Jak kąsek najsłodszy, najlepszy
Przełykam dumę
By osłodzić ten dysonans
Walczę z niestrawnością wspomnień
Zapijając ból kieliszkiem czystej 
Rozpaczy
Jesteś kelnerem na rozstajnej drodze
Między wątrobą a trzustką
Wbijasz moje ostrze w kawał surowizny
Krew cienkim strumieniem zalewa
Każdą sekundę
Chcę znać ze strony gorzko-słodkiej
Smak spierzchniętych warg
Cierpkość zgagi nieszczęścia

Wypełnia gardło i żołądek 
Wycieka razem ze śliną
Miłość, czy jakoś tak to się nazywa

środa, 28 maja 2014

Nocą wszystko jest inne



Zastanawialiście się kiedyś nad tym jak piękna jest noc ? Wczoraj była piękna, wietrzna noc. Siedziałam przy otwartym na oścież oknie i pozwalałam tulić się jej ramionom. Otuliła mnie mrokiem, powietrzem, chłodem. Noce są inne. Lepsze niż dzień. Noce pozwalają myśleć o tym wszystkim co za dnia zdaje się być niemożliwe. Nocą wszystko nabiera innego wyrazu. Potrawy są lepsze, rozmowy lepiej się kleją, pocałunki smakują bardziej słodko. Celebrujemy noce o wiele bardziej niż dnie. Nocą bawimy się na weselach, osiemnastkach, studniówkach. To na nocnych imprezach prowadzimy najskrytsze rozmowy i wypowiadamy słowa, których później tak często się wstydzimy. Nocy nadaliśmy wymiar magiczny, utożsamiamy ją z kobietą, z czarownicami, z czarnymi kotami. Przecież właśnie w nocy wiedźmy odprawiały sabaty, w Rzymie odbywały się bachanalia.
Ciechocinek

Nocą wywołuje się duchy, przestaje uciekać przed własnym "ja", ogląda się horrory. Bywają takie noce, gdy kładę się, wtulając głowę w poduszkę i myślę o tym, że w tym samym czasie ktoś szaleje na dyskotece, umiera lub ucieka przed kimś lub czymś. Czasem pośród dźwięków z urządzenia, do którego dopiero co się przekonałam: smartfonu, otwieram okno i wdycham woń nocy. Noc pachnie inaczej niż dzień. Intensywniej, piękniej, głębiej. Bywają zimowe dni, gdy zamknięta szczelnie w fałdach kilku kurtek i koca, siedzę na balkonie czy przy otwartym oknie i tęsknie. Nocą tęsknię najbardziej. Nocą płaczę najdłużej. Nocą nawet cisza krzyczy w moich uszach.




Te zdjęcia nie mają być może wymiaru artystycznego, bo fotograf ze mnie żaden, ale uchwyciły piękno nocy, lepiej niż mogą to zrobić słowa.

A to już widok z mojego okna




Taki widok roztacza się z Mostu Karola w Pradze o godzinie czwartej rano 

Praga zimową porą, dzień przed Sylwestrem :)

Kraków i piękne Sukiennice oczywiście
O ile dobrze pamiętam to Czechy i Praga, ale nie mam pewności :)

Zakopane zimową porą 

Zawsze piękne...



Słucham namiętnie od wczorajszego wieczora. Mela Koteluk cudowna jak zawsze.

wtorek, 27 maja 2014

Rodzice i ja

Wakacje zawsze sprzyjają pisaniu. A moje nadeszły kilka dni temu, gdy odłożyłam długopis po napisaniu ostatniej matury- z historii. Dziś będzie może mało o kulturze. Dziś tylko trochę mojej czczej pisaniny o wszystkim o niczym. Dziś będzie bardzo osobiście o mnie. O moim podejściu do pewnych spraw. Dziś będzie można poznać mnie z tych niekoniecznie pozytywnych stron. Pozostaje mi tylko prosić o wyrozumiałość.

No pewnie, że są takie dni, gdy myślę: "jestem nie stąd. nie pasuję tu."
Bo żyjemy w takich czasach, gdzie bycie w tak zażyłej relacji z rodzicami jest passe. To takie dziwne, niedobre, niemodne. Takie mało młodzieżowe. Pewnie, że są dni, gdy siadam z dupą na kanapie, między mamą i tatą i mówię im: "wiecie co? bo ja to bym chciała tak ze znajomymi trochę." Bo przychodzi taki dzień, gdy człowiek zaczyna się zastanawiać co zrobił nie tak, że jakoś z rówieśnikami mu nie idzie. Nigdy nie miałam dobrych relacji z moimi klasami. Stałam gdzieś z boku, raczej nie lubiana, z początku bez wrogów, ale i bez przyjaciół. Ktoś kiedyś śmiał się "wieczny outsider". Ale to chyba nie tak. To gdzieś siedzi w człowieku, że nie pasuje do reszty. Że tak mu źle z tymi wszystkimi ludźmi, co to się przewijają w szkole. Że szuka wciąż czegoś więcej. Wkurza mnie ten brak determinacji młodych ludzi. Że się poddają, albo w ogóle nie zaczynają. Że najchętniej to piwko i fajeczka. Że książki blee, szkoła bleee, rodzice blee. Nie wstydzę się tego, że mam zajebiste relacje z rodziną. Że mama to moja przyjaciółka ponad wszystko. Że tacie potrafię powiedzieć, że mi źle, że tęsknie, że chłopak mnie rzucił. Nie zawsze tak było. Pamiętam dni, gdy wracałam ze szkoły do pustego mieszkania- wyryczałam co miałam do wyryczenia a potem życie toczyło się dalej, kompletnie bez ich udziału. Pamiętam jak żebrałam o ich uwagę. W końcu ją dostałam i trwa do teraz. Cenię sobie opinię mojej mamy. Taty też, ale tata to zupełnie inna bajka. Bywa, że nie wiem co ubrać i pytam ich o zdanie. Przebiorę się kiedy mamie się nie podoba, mimo, że patrząc jej w oczy głośno krzyczę , że się nie zna. A jednak już mi źle, że zrobię jej na przekór. Nie byłam święta. Nigdy-przenigdy. Kiedyś wróciłam do domu pijana. Przewróciłam się w drzwiach a mama mnie zbierała z podłogi. Rano tata podawał mi szklankę z zimną wodą. Martwili się, widziałam to. Nigdy więcej nie odwaliłam takiego numeru. I choć wiem, jak szczeniackie to było to nigdy nie żałowałam. Bo ja ogólnie niczego nie żałuję. Tamta akcja naprawiła nasze relacje. Oczyściła je. Śmiać mi się chce, jak słyszę, że rodzice nie mają czasu dla swoich dzieci, że przez tą pracę to dzieci tylko komp i telewizor. Moja mama pracuje po 10 godzin dziennie. Tata wychodził nim zaczynałam lekcje a wracał na wieczorynkę. Nigdy nie miałam poczucia, że mnie zaniedbali, mimo, że pierwsze sześć lat mieszkałam z dziadkami. Rodzice zabierali mnie na weekend, ale to dzieciństwo z nimi bardziej pamiętam. Mama choć najbardziej zmęczona, przychodzi do mnie i pyta jak minął mi dzień. Choć bywa, że wciąż pyta o to samo, choć myli imiona moich kolegów a nauczyciele są wszyscy dla niej jedną zwartą masą, to wiem, że słucha.

Są dni, gdy zastanawiam się, czy to, że tak blisko żyję z rodzicami miało wpływ na moje relacje z rówieśnikami. Jakże gówniane. Są dni, gdy przychodzę do mamy, pijemy razem herbatę i mówię: "mamo , dlaczego mnie nikt nie lubi?" Mama śmieje się i odpowiada: "przesadzasz." Wiem, że ma rację, więc tłumaczę jej, że tak mi źle, że wciąż wszyscy robią mi na przekór. Że tak strasznie nie lubię ludzi w moim wieku. Że nie mam z nimi o czym pogadać, że tak mało jest na prawdę fajnych osób. A potem przecząc sama sobie wołam: "ja bym chciała poimprezować ! i umieć ściągać. i w ogóle nie pomagać im wszystkim. ale nie umiem. zwyczajnie nie umiem. za dobrze mnie wychowaliście." W ogóle ciągle to powtarzamy z moim bratem. Za dobrze nas wychowali. W tym świecie jest łatwiej jak nie masz serca. Albo trzeba mieć przynajmniej twardą dupę. Ja nie mam. Cierpię często z tego powodu. Ciągnie mnie do ludzi, których inni odrzucają. Nie czuję współczucia do niepełnosprawnych, choć to takie dziwne i nienaturalne. A przecież moja najlepsza przyjaciółka nie widzi, moja kumpela z cudnej Warszawy jeździ na wózku, brat mojego byłego chodzi o kulach. A jednak współczucie wobec nich jest mi obce. Jestem tolerancyjna, choć wciąż ciekawa świata. Uwielbiam inność- to ona uczy mnie najwięcej. Wkurza mnie to społeczeństwo, ta nietolerancja. Tak często mam ochotę coś wykrzyczeć, po czym trafia do mnie myśl: jaki to ma sens? Przeżywam wszystko zbyt mocno. Zżywam się z ludźmi i czasem boli mnie od tego każda komórka ciała. Akceptuję słabości, lubię przekraczać jakieś granice. Wszystkiemu nadaję jakieś duchowe znaczenie. Moje życie jest pełne rytuałów, głębokich gestów, wielkich wydarzeń. Niektórych onieśmielam moją bezpośredniością, innych , tym, że wszystko jest dla mnie takie ważne. Cenię sobie wolność, ale nigdy ponad wszystko. Nie uciekałam z domu, choć bywało, że trzasnęłam drzwiami. Mój brat czasem mówi mi, że jestem rozwydrzona i za dobrze miałam w dupie. Lepiej niż oni. Wiem o tym a jednocześnie nie w pełni się z tym zgadzam. Z reguły pytam rodziców o zdanie. Okłamuję ich tylko w drobnostkach, po fakcie wyznając im prawdę. Częściej coś przemilczę, jeśli wiem, że to nie ma dużego znaczenia. Po większych wybrykach pilnuję się żeby nie dokonać kolejnego. Jestem cholernie dumna wobec nich. Bywają dni, gdy zabronią mi czegoś a potem zmienią zdanie. Po kłótni przychodzą by powiedzieć mi, że jednak mogę, że się zgadzają. Nigdy nie przyjmuję od nich tej łaski. Najczęściej zmieniam wtedy moje plany. Jestem szczera i nienawidzę być okłamywana. Bywa, że mama okłamie mnie w jakiejś błahej sprawie, tata najczęściej naprawia jej błędy. Cenię ich za to, że zawsze we mnie wierzą. Popierają mnie w tych najtrudniejszych decyzjach. Martwią się aż do bólu, ale nigdy mnie tym nie ograniczyli. Rozumieją, że mam dni, gdy po prostu chcę obejrzeć z nimi film i nie wspominać o tym, że coś się nie udało. Mama, choć okropnie ciekawska, nigdy nie węszy jak pies wokół mnie. Wie, że prędzej czy później powiem jej to co istotne. Potrafią być wkurzający nadmierną troską, lub tym, że przywiązują się do moich przyjaciół i chłopaków równie mocno jak ja. Gdy cierpię, potrafią ze mną wytrzymać. Nauczyli się już, że nie da się mnie do niczego zmusić. Znamy siebie i mamy wspólny język. Naszą relację ukształtowało wiele wydarzeń. Wszystkie wynikały z burzliwych zawirowań młodości. Otaczam się rodzicami w ważnych dla mnie momentach. Ogólnie jestem osobą z wieloma kompleksami, nie bardzo wierzę w siebie. Boję się zawsze, że oni też przestaną wierzyć. To chyba dlatego wciąż mam ich obok siebie, gdy dzieje się coś ważnego. Chcę by widzieli, że coś mi się w życiu jednak udało. Bardzo dużo rozmawiamy. Opowiadają mi o pracy i swoich znajomych. Razem wspominamy przeszłość. Gdy mama ma wolne, wiem, że nic sensownego tego dnia nie zrobię bo mamy sobie tyyyle do opowiedzenia. Uwielbiam ich. Stali się dla mnie największym autorytetem. Wypracowali sobie w moich oczach zaufanie i dumę. Z nikogo tak nie jestem dumna jak z nich. Cieszę się, że są moimi rodzicami. Każdy może zostać matką lub ojcem. Ale potrzeba czegoś więcej by być mamą i tatą. Kiedyś chciałabym nauczyć swoich dzieci tak wiele jak oni mnie nauczyli. Uczynić z ich wnuków dobrych ludzi. Mam nadzieję, że jeszcze długo będą stać przy moim boku i nauczą mnie bycia dobrym rodzicem. Na to właśnie liczę.
Choć wpis mówi o obojgu, a dzień mamy już był a taty dopiero się zbliża to dziękuję wam, mamo i tato. Bez was nie zbudowałabym tego kim jestem.
Tutaj miałam zaledwie dwa miesiące :)

A tutaj już 18 lat ;) Ja to ta po lewej oczywiście :)

















"Wciąż odkrywałeś mi światy obce 
rankiem, o zmroku, nawet w niedzielę.
Sam jeden, dałeś tych światów wiele...
Zawsze ostoją byłeś mi ojcze."
Władysław Ryś- Byłeś ostoją


"Mama to taki stwór, którego wciąż jesteś częścią. Na początku puchły jej przez ciebie nogi i przez dziewięć miesięcy byłeś doskonałym pretekstem do częstszych wizyt w cukierni i toalecie. A kiedy w końcu mogła się ciebie pozbyć, przewrotna natura sprawiła, że role się odwróciły. I teraz to ty nosisz w środku kawałek mamy, którego nie znosisz i uwielbiasz jednocześnie."
a to już słowa ze wspaniałego bloga, którego odkryłam właśnie dziś: http://malokulturalna.pl/ :)