wtorek, 5 listopada 2013

Filmik :)

Bez weny ;) Bez długich postów, niemal bez słów.
Nie mam czasu, pomysłu, z chęciami różnie bywa ostatnio.
Zostawiam was z filmikiem kręconym na zeszłoroczne zajęcia z wiedzy o kulturze :)
Mam nadzieję, że zadziała :)


czwartek, 24 października 2013

Byłam w maleńkim raju

Przybyłyśmy. Po morderczej, niemal trzydziestogodzinnej podróży taksówkami,autokarami i pociągami. Mijając małe-wielkie miasta, zostawiając za sobą Berlin,Magdeburg i Bonn. Dotarłyśmy do nowo odkrytego, maleńkiego raju na Ziemi. Przymglone światła miasteczka, powitały nas nieśmiałym blaskiem, rysując na naszych twarzach zmęczone uśmiechy. Pusty przystanek czekał na nas, wraz ze zniszczoną budką telefoniczną i wypłowiałą ławeczką. Witał nas także szum pędzących aut , pełnych kierowców o surowych rysach, a łagodnych sercach. Trzymałyśmy się przez tą, niezauważalną dla przechodnia sekundę,za ręce, by wspólnie nasycić się swoim wzajemnym, rozpierającym szczęściem. Merdający ogonek i mokry nosek osadzone na stosie ciemnych kłaków, poprowadziły nas radośnie poprzez betonowy most do kamieniczek przytulonych do siebie niczym siostry. Z szczerą radością dostrzegłyśmy blask,odbijającej światła z wszelkich okien i latarni, rzeki. Ren łagodnie falował,nie dając się poskromić minusowej temperaturze, mieszcząc na sobie kilka z wycieczkowych stateczków. Po drugiej stronie, w mglistej poświacie kryła się uśpiona o tej porze wyspa- Niederwerth. Drugi dzień pozwolił mi docenić jeszcze bardziej uroki nadrzecznej arkadii. Siedemnastowieczne , urokliwe budyneczki napełniły moje serce szczególnym ciepłem. Podobnie jak widok, na szczególnie zjawiskowe otoczenie,gdy podczas wieczornego spaceru, zawędrowałyśmy na znajdujący się nad miastem pagórek. Główna ulica handlowa, liczy sobie zaledwie kilka sklepów i kawiarni,ale wszystkie ekspedientki witają nas zawsze miłym uśmiechem. Nadpróchniałe drewno schodów, przyjemnie skrzypi, gdy stawiamy na nim stopy,by zasnąć w naszym cichym pokoju. To właśnie tam,dzielimy się między sobą opowieściami o wdziękach tej małej utopii. Gdyby ktoś pytał gdzie byłyśmy... Pośród gór, na terenie Nadrenii , idealnie skryte w cieniu ogromnego Koblenz, leży maleńkie Vallendar. 

Przyjaciółka proponowała nie raz i nie dwa bym przybyła i sama oceniła piękno i spokój tego miejsca. Środki finansowe jakimi dysponowali moi rodzice długo na to nie pozwalały. Aż tu nagle gwiazda z nieba, kolejna możliwość wyjazdu i znalazłam się w oddalonym od Bydgoszczy o ok. 1000 kilometrów maleńkim, niemieckim miasteczku.  Vallendar to mieścinka tak niewielka, że nie mogę za bardzo pisać o jakichś wspaniałych historycznych odkryciach czy przeżyciach. Nie widziałam wyjątkowych muzeów, tysiącletnich kościołów czy innych, tym podobnych zabytków. Podziwiałam głównie Niemców i wcale nie mam tu na myśli ich szczególnej aparycji a zwyczajnie ich mentalność. Mieszkańcy tego potężnego, imponującego mi państwa to zupełne przeciwieństwo nas, Polaków. Choć może nie poświadczy to najlepiej o naszym narodzie, to Niemcy wydali mi się przemili, sympatyczni i niezwykle pomocni. A mimo to- paradoks: bardzo cisi, spokojni i zamknięci w swoich domach.
Wieczorami miasteczko wyludniało się, a w weekendy uświadczenie kogoś na ulicy graniczyło z cudem. Właśnie wtedy wędrowałyśmy z moją towarzyszką po cichych uliczkach, obserwując sympatyczne budynki, tak charakterystyczne dla regionu, który zwiedzałyśmy. W mojej pamięci zachowało się wyjątkowe wspomnienie. Pewnego dnia, pod wieczór, bodajże w sobotę postanowiłyśmy wybrać się na oddaloną o jeden most wyspy, położonej na rzece Ren, do miejscowości Niederwerth.
Przeszłyśmy tę niewielką wyspę tylko z jednej strony, ale było to dla mnie wyjątkowe przeżycie. W tak cichym i opustoszałym miejscu nie byłam chyba jeszcze nigdy. Szłyśmy i szłyśmy, zmierzając w kierunku kościółka, którego upatrzyłam sobie jeszcze będąc po przeciwnej stronie rzeki a dookoła nas nie znalazła się ani jedna osoba. Towarzyszyły nam ptaki, które unosiły się na falującym Renie, ale z żadnego z mijanych budynków nie dotarł do nas choćby najcichszy szmer. Miałam niejako wrażenie, że jestem intruzem w tej mieścince, i każdy obserwuje mnie ukradkiem, zerkając zza koronkowych firanek. Gdy dotarłyśmy na miejsce jak zaczarowana, z pewnym onieśmieleniem wkroczyłam do kościółka. Drzwi nie były zamknięte (w większości kościołów w Niemczech drzwi były otwarte) na klucz, ale złowrogo zaskrzypiały wprawiając mnie w lekką konsternację.
Świątynia była wyludniona jak całe Niederwerth, ale powitała mnie pięknym, acz mrocznym wnętrzem. To był początek stycznia i o dziwo w większości parafii jakie tam odwiedziłam, znajdowały się w nich szopki bożonarodzeniowe. Tutaj także taka była. Było ciemno, tak bardzo, że w nawie niemal nie potknęłam się o jakąś nierówną kafelkę, ale moje oczy rozszerzały się jak pieciozłotówki. Jeszcze nigdy, w żadnym kościele nie czułam się tak wyjątkowo. Przed świątynią znajdował się cmentarz. Groby były zadbane i ładne, ale nie zauważyłam wśród nich żadnych wyjątkowo starych nagrobków, które jakoś wyjątkowo by mnie zachwyciły. Ot, zwykły cmentarz. Zachwyciła mnie natomiast ścianka porośnięta wiciokrzewem, na której znajdowała się tablica upamiętniająca żołnierzy poległych w II Wojnie Światowej. Dziwnie mi się na to patrzyło, tak jakbym nagle zdała sobie sprawę, że przecież po tamtej stronie także byli polegli. Byli. Nazwiska widniały w równym rządku na wypolerowanej tablicy. Piękna oprawa natury, sprawiła, że zatrzymałam się tam na dłuższą chwilę, wystawiając się na irytację zniecierpliwionej towarzyszki. Ubolewam, że na tej wyspie nie miałam ze sobą aparatu. Gdy w czerwcu znowu się tam znajdę (hurra!) z pewnością nadrobię zaległości :)
Wyspa Niederwerth, miejsce znajdujące się nieopodal cmentarza i kościoła

W samym Vallendar na moje życzenie przyjaciółka zrobiła kilka zdjęć tego, co szczególnie mnie zainteresowało, ale jest ich zaledwie kilka pośród niezliczonej listy takich miejsc. Żałuję, że niektórych z nich nie miałam możliwości zobaczenia "od wewnątrz", ale uparcie liczę na ten czerwiec. Podczas jednego z naszych codziennych spacerów dostrzegłam tabliczkę przy jednym z dworków, na której (z tego co zrozumiałam) napisane było, że mieszkała tam rodzina Goethe. Niestety nigdzie w internecie, ani w żadnej z broszur, które przywiozłam do domu nie znalazłam na ten temat żadnej wzmianki. Nurtuje mnie to niezwykle, więc uważnie przeszukam jeszcze zakamarki internetu. 

Co najbardziej lubiłam w Niemczech ? Oczywiście wydawać pieniądze !
Euro lekką ręką szły na wszelkiego rodzaju pocztówki, ale przede wszystkim na ... słodycze ! Zapewniam, że niemieckie słodycze są wyśmienite ! I niezwykle tanie, co sprawiło, że mogłam kupować ich więcej :) Pół walizki zajęły , gdy postanowiłam przywieźć je do Polski. I tym oto optymistycznym akcentem skończę moją opowieść, o jednej z najpiękniejszych podróży mojego życia. Powrócę z pewnością jeszcze kiedyś do tematu Niemiec, bo miałam tam okazję zwiedzić także parę innych miejscowości, ale o tym już innym razem. Zdjęcia, które zamieszczam są zarówno pobrane z internetu jak i wykonane w czasie mojego tam pobytu. Łatwo je odróżnić, te nasze są wykonane zimową porą :) Wiem, że rzadko tu zaglądam, ale mam tyle do pisania do szkoły , że pisanie jeszcze dodatkowo czegoś tutaj, wykracza po za moje możliwości. Dziś, czując niemal kaca moralnego, gdy słuchałam wykładu nt. bitwy pod Lenino, zmagając się z koszmarnym bólem zęba (ah, ten strach przed dentystami !) pomyślałam, że warto będzie tu coś nabazgrać. I oto jest :) Pozdrawiam serdecznie wszystkich czytelników, których grono niestety raczej do najliczniejszego nie należy. Słaba promocja, ot co !

sobota, 28 września 2013

Elentho

Elentho”

~Dziadkowi

Styks-o przeraźliwa muzo utrapienia!
Kokytos-dziś szlocham w Hadesa ramiona.
Odebrałyście ze świata westchnienie sumienia.
Na moim ramieniu złotooka wrona.
Obola oddałam temu, co zabiera
Na klęczkach modły wznosiłam uparte
Od straty w komnacie zmieniona atmosfera
Persefona otula jego ciało martwe
Trucizna wsączyła się w jego organy
Trzy wiedźmy przecięły jego życia linę
Po zapomnieniu trafił za Elizjum bramy
Zegar władcy czerni wybił jego godzinę.
Odszedł żegnany rzewnym rykiem tłumu
Nie wierząc zamknęłam oczy na tą prawdę
Nie słysząc hermesowych skrzydeł szumu
Konając-naraziłam się na wzgardę.
W dolinie cieni, w mgle zawiłej, nad Styksem pochylona
W radości i smutku , ramionach Nyks, łagodnie utulona. 


Mój dziadek zmarł dwa lata temu. Wciąż jednak pamiętam i tęsknie. A z tej tęsknoty czasem powstają takie twory. Już dawno nic nie pisałam, wiem. Mam ogromny nawał nauki,czytania, pisania. Dziś m.in. mam za zadanie zająć się moim niesfornym bratankiem. W ten weekend  z pewnością dodam coś konkretniejszego. A dziś zostawiam was z moją małą poezją.

czwartek, 19 września 2013

Pamiętnik pani Hanki

W zeszłym tygodniu Telewizja Polska wyemitowała pierwszą część spektaklu pt. Pamiętnik pani Hanki. W ten poniedziałek mieliśmy możliwość ujrzeć drugą część tego wspaniałego przedstawienia. Przyznam szczerze, że książki nie znałam, ale sztuką byłam oczarowana! O zdolnościach pana Dołęgi-Mostowicza było już wiadomo przy okazji Kariery Nikodema Dyzmy , o talencie Jerzego Wasowskiego również od dawna- ten duet mógł stworzyć tylko majstersztyk ! Fabuła niezbyt skomplikowana- ot, młoda , piękna kobieta , Hanna, odnajduje list , z którego wynika, iż jej mąż ją zdradził. Postanawia przeprowadzić dochodzenie, które pozwoli jej ustalić kim jest nieznajoma kochanka męża , jednocześnie zgrywając kochającą żonkę. Podczas prowadzonego dochodzenia udaje się nam odkryć, że pani Hanka również nie należy od najwierniejszych kobiet a ponadto jest z niej niezła kłamczucha i intrygantka. W szczegóły nie będę się wdawała, ale nie da się ukryć, że sztuka momentami rozbawiła mnie do łez. Przyczyniła się do tego głównie wspaniała oprawa muzyczna, czyli piosenki Jerzego Wasowskiego, które po prostu tryskają humorem ! Muszę pochwalić aktorów , ale chyba nie można było spodziewać się mierności po Teatrze Telewizji Polskiej :) Zarówno odtwórczyni głównej roli, Joanna Kulig jak i grupa aktorów drugoplanowych (Szyc, Stenka,Zborowski i wielu wielu innych) po prostu chwytają za serce ! W tej sztuce wszystko jest jak należy- jest zabawna, poważna, intrygująca. Wspaniała obsada sprawia, że nie można mieć problemu z emocjonalnym zaangażowaniem, wyrafinowane dekoracje sceniczne także temu sprzyjają. Cała historia dzieje się w roku 1938 i wybitnie prezentuje elity XX wieku. Szczególne brawa , należą się moim zdaniem Danucie Stence- zmiotła mnie z podłogi swoją rolą Magdaleny. Wszystko to zachęciło mnie do przeczytania książki, ale niestety jestem aktualnie tak zawalona literaturą potrzebną do różnych szkolnych projektów, iż "Pamiętnik pani Hanki" będzie musiał zaczekać. Być może skuszę się jednak pewnego dnia na zakup płyty z piosenkami ze spektaklu, bo te są wykonane istotnie- wspaniale !







środa, 11 września 2013

Książki przy których płakałam...ze śmiechu!

Obiecałam. Więc piszę. Dziś znalazłam na to czas, mimo całego , tego maturalnego zamieszania.

1)"Dziennik Bridget Jones"
Klasyk. Ale ja cenię sobie klasyki. Dziennik Bridget Jones i jego druga część W pogoni za rozumem, to na prawdę świetna literatura kobieca. Literatura warta czytania.  Historia Bridget, która tak bardzo przypomina niejedną kobietę, z tymi wszystkimi zbędnymi kilogramami, nałogami i umiarkowanym seksoholizmem, jest doprawdy taka prawdziwa ! Istotnie, to arcy kobieca bomba śmiechu, której lont warto odpalić :) Kto jeszcze nie czytał, niech pędzi do księgarni ! Panowie ! Do was także kieruję ten apel :)

"Mogę wyraźnie potwierdzić, że w dzisiejszych czasach kluczem do serca mężczyzny nie jest uroda, kuchnia, seks czy dobry charakter, tylko umiejętność sprawiania wrażenia, że nie jesteś nim zainteresowana."



2)"Projekt Rosie"
No po prostu mistrzostwo świata. Drugiej, tak inteligentnie zabawnej powieści nie czytałam(a właściwie "słuchałam", ale o tym za moment) :) Cała historia kręci się wokół pewnego dziwaka, rodem z wariatkowa: Dona Tillmana. Cóż w nim takiego dziwnego ? Otóż, ów osobnik prawdopodobnie choruje na Zespół Aspengera (a przynajmniej takie można odnieść wrażenie), jest genetykiem i ma ogromne problemy z przystosowaniem się do społeczeństwa. Ma jednak pewien plan: chce mieć żonę. Jak jednak znaleźć odpowiednią kandydatkę, gdy stawia się zbyt wysokie wymagania i jest się tak skomplikowaną postacią ? O tym trzeba się przekonać, czytając książkę. WY-BI-TNA !
A dlaczego wcześniej pisałam o słuchaniu ? Bo miałam ogromną przyjemność słuchać audiobook w wykoniu Borysa Szyca, który dorównał zadaniu :) Jego sposób interpretacji tekstu, sprawia, że książka jest jeszcze bardziej zabawna- może więc warto sięgnąć choć raz po słuchawki ?


3)"Melancholia sukuba"
To taka fantasy-erotyczna wersja "Dziennika Bridget Jones" Z pewnością zabawna, bo czytając ją niemal nie posikałam się ze śmiechu, ale także bardzo bezpośrednia i naszpikowana seksem. Nie zraziło mnie to, choć książka broniłaby się i bez tych wątków erotycznych. Bohaterką jest Georgina Kincaid- sukub (taki rodzaj damskiego demona), którego zadaniem jest uwodzenie mężczyzn. Wiedzie ona jednak pozornie normalne życie, które w bardzo szybkim czasie zamienia się w jedną , wielką aferę . Ale o czym dokładnie- wszystko w książce !

4)"Zemsta"
Znowu lecę klasykiem. Tyle, że z nieco innego pogranicza. Ja na prawdę lubię "Zemstę". od dziecka znam słowa :"jeśli nie chcesz mojej zguby, krokodyla daj mi luby".  Doprawdy uśmiałam się, czytając tę komedię, mimo iż z początku niewiele rozumiałam. Ostatecznie lubię klasykę, o czym będzie świadczył także wybór następnej pozycji :) A "Zemsty" chyba nie trzeba przedstawiać- broni się sama.

" Bardzo proszę”... mocium panie...
Mocium panie.... „me wezwanie”...
Mocium panie... „wziąć w sposobie,
Jako ufność ku osobie”...
Mocium panie... „waszmość pana,
Która lubo mało znana...
Która lubo mało znana” "

"Co los spuści, przyjąć trzeba;
Niech się dzieje wola Nieba."



5)"Poskromienie złośnicy"
Kocham Szekspira. Po prostu uwielbiam. To mój ukochany dramatopisarz i już zawsze tak pozostanie. Nie mogę powiedzieć, że przeczytałam wszystkie dzieła z dorobku tego angielskiego pisarza. Ba ! Nie mogę się pochwalić nawet połową przeczytanych pozycji...Ale kilka przeczytałam i wszystkie cenię :) A , że miało być o komediach, to wybrałam właśnie to dzieło.

"Kto umie lepiej poskromić złośnicę,
niech zawiadomi całą okolicę."

6)Dynastia Miziołków
Znacie? Ja pamiętam , że bardzo często czytało się to w podstawówce i gimnazjum :) Pozytywne, krótkie historyjki o zabawnej rodzince Miziołków. Dawno już nie miałam tego w ręce, więc konkrety zatarły mi się w pamięci, ale z pewnością śmiałam się przy tym do łez !


7)Mikołajek
To chyba jedna z najlepszych serii dla dzieciaków, jaką widział świat. Wychowałam się na "Mikołajku" i zaśmiewam się czytając go, po dziś dzień. Posiadam dwie części tej radosnej historyjki (a właściwie cyklu historyjek) i mam zamiar przedstawić je za parę lat mojemu trzyletniemu bratankowi :) Nie tak dawno powstał film, ale nie miałam możliwości go zobaczyć, więc trudno mi ocenić jego zgodność z treścią książki czy w ogóle wszelkie możliwe, inne aspekty. A o czym ta seria ? O kilkuletnim chłopcu i jego zwariowanej , francuskiej rodzince i równie zwariowanych przyjaciołach. Mikołajek to roztrzepany, mały smyk, który bawi pod każdym aspektem, ale sprawia wrażenie najmilszego chłopca pod słońcem. Nie ukrywam , że mogłabym mieć takiego braciszka :)


"Najgorsze jest to, że w życiu trzeba pomyśleć, a jak człowiek pomyśli, to czasem i tak jest źle."

"W klasie pani kazała nam wyjąć zeszyty i przepisywać z tablicy zadania do rozwiązania w domu. Bardzo mnie to zmartwiło, szczególnie jak pomyślałem o tacie, bo kiedy wraca z biura, jest zmęczony i nie ma ochoty na robienie zadań z arytmetyki."

"Wczoraj byłem najlepszy w klasie. Jak bum-cyk-cyk!"

wtorek, 10 września 2013

Muzyczny huragan emocji cz. 2

Obiecałam wpis następnego dnia i  niestety przez nawał szkolnych obowiązków, nie dałam rady, ale...Dziś obiecany ciąg dalszy mojej muzycznej oazy !

11) System of a down- Atwa
Kocham SOAD. To mój ulubiony zespół od niepamiętnych czasów i to się raczej nie zmieni. Mogłabym wymieniać piosenkę za piosenką, ale chciałam wybrać tę jedną, jedyną i wybór pał na Atwę. Jakoś tak wyszło , że jej słucham najczęściej. Kojarzy mi się z dzieciństwem, często słyszałam ją z pokoju moich braci i chyba po prostu jest jakaś taka "zasłuchana".


12)Taylor Swift- Safe and sound
Jakoś tak wpadła mi w ucho. I została. Piękna. Skłania do refleksji .


13)Hugh Laurie- St. James Infirmary
Ten utwór (z doskonałej płyty Let them talk !) zainspirował mnie do napisania epilogu mojej powieści. I ogólnie często mi towarzyszy. Jest bardzo sensualny i klimatyczny. To po prostu Hugh Laurie ! Wybitny aktor i nie gorszy muzyk :)


14)Pezet-Spadam
Znowu rap. Znów o miłości. Wyjątkowy Pezet zawsze będzie dla mnie guru polskiego rapu, ale ta piosenka jest moją ulubioną. Wybitnie dramatyczna. Dosadna. Bolesna. Ale piękna.
"Nie ma cię , gdy moje życie spada w dół. Nie ma cię, gdy wszystko łamie się na pół. Nie ma cię i nie wiem już gdzie jesteś, ale dobrze , że nie wiesz co u mnie, bo pękło by ci serce !"

15)Coma
Nie ma tytułu. Żadnego. Bo każda piosenka zabija emocjami. Czułam je na koncercie i czuję je , płynące z słuchawek mojej empetrójki. Schizofrenia jest wybitnie emocjonalna. Ale słowa "Spadaaam, zostaniesz sama..." także strzelają prosto w moje serce.


16)Rihanna- Stay
Jak to piosenki o miłości. Romantyczne i czułe. Ale piękne. Prawdopodobnie najpiękniejszy utwór Rihanny.


17)Maciej Molęda- Zrobię mężczyzn z was
Utwór pochodzi z mojej ulubionej bajki wszech czasów- "Mulan" . Każdorazowe wysłuchanie tej piosenki sprawia, iż nabieram siły by pokonywać góry. Wielki, ważny kawałek. Pojawi się także w innym rankingu muzycznym, który mam w planach :)

18)Miley Cyrus- The climb
To co aktualnie dzieje się z kolejną "gwiazdką Disneya" nie ma znaczenia. Ten utwór po prostu się jej udał. Bo wszyscy wciąż się wspinamy. A chodzi o to by się nie poddać. I ta piosenka potrafi czasem w tym pomóc :)


19)Lykke Li- Possibility
Niebanalny wokal Lykke Li , niewątpliwie sprawia , że piosenka także jest niebanalna. Być może sprawia wrażenie trochę monotonnej, ale mnie wprawia tylko w niezwykły moment "zawieszenia", idealny do głębszych przemyśleń.

20)Czesław Niemen- Dziwny jest ten świat
Wiem, że nie zaskakuję tym wyborem. Ale to taka wyjątkowa piosenka. Nie mogło jej tu zabraknąć. Cenię Niemena za wiele pięknych utworów, jednakże to ten wydaje się być najbardziej emocjonalnym dla mnie.


To koniec zestawienia, choć mogłabym tak wymieniać bez końca. Wielu wykonawców zasługuje na wyróżnienie, wielu trafiło głęboko w moje serce. Ci, których wybrałam nasunęli się na moją myśl automatycznie, inni przychodzą z czasem do głowy. Każdy z nas ma inną, prywatną definicję emocjonalnej piosenki. W teorii każda piosenka powinna taką być. Ja zdecydowałam się jednak wybierać. Nie stawiam żadnej z nich wyżej lub niżej- wszystkie zajmują podobne miejsca w moim sercu. Po prostu- są piękne.


sobota, 7 września 2013

Muzyczny huragan emocji cz. 1

Nie jestem jakąś wielką fanką Dżemu. Lubię kilka piosenek tego wspaniałego zespołu, nowych i starych-w wykonaniu Ryśka i bez tego wybitnego wokalisty. Dziś jednak Rysiek miałby urodziny, Skończyłby 57 lat. To nie będzie notka o Riedlu ani o Dżemie, lecz o wspaniałej, wyjątkowej, poruszającej muzyce. Nie będę po prostu pisała o czymś, o czym nie mam szczególnej wiedzy. Dziś o najbardziej emocjonalnych piosenkach (subiektywnie rzecz jasna) .

1) TSA- 51
O ironio. Piosenka, jedna z moich ulubionych, idealnie wpasowana w dzisiejszą datę. Bo dedykowania właśnie Ryśkowi. Ja, gdy słucham pojmuję ją zawsze zupełnie odrębnie, jest tylko moja. Moja i mojego ukochanego dziadka , którego pożegnałam dwa lata temu. Te dwa lata bez niego minęły jak z bicza strzelił, ale nadal płaczę, gdy słyszę ten utwór. Najpiękniejsza piosenka o śmierci.

2)Scorpions- Still loving you
Czyż ona nie jest wyjątkowa? Odkryłam ją na nowo, gdy razem z przyjaciółką przygotowywałam prezentację na temat Scorpionsów. Ponownie zagościła na mojej liście przebojów i zawsze słucham ją z niegasnącym zapałem. Utwór z płyty Love a First Sting(1984), mojej ulubionej :)

3)Andre Ochollo- Mayn shtetele Belz
Zdecydowanie najpiękniejsze wykonanie tej, bądź co bądź popularnej piosenki. Pierwszy raz słyszałam na zeszłorocznej lekcji historii a w pamięci zostało do teraz. Niestety nie mogę jej odnaleźć na You Tube.

4)Edyta Geppert- Jaka róża taki cierń, Zamiast
Nie mogłam się zdecydować. Obie piosenki kocham tak bardzo... Towarzyszą mi niemal każdego dnia. Wyjątkowy głos pani Geppert dźwięczy mi w uszach i obija się po moim mózgu, po ścianach pokoju, gra w mojej duszy. "Ja się nie skarżę na swój los, nie proszę więcej niż dać możesz. I tylko mam nadzieję, że ... że chyba wiesz co robisz, Boże." 

5)Lifehouse- Everything
Piosenka o Bogu. Wyjątkowa. Słowa , które są tak szczere i prawdziwe jednocześnie, że nie sposób nie poczuć w sobie Dziecka Bożego. Oczywiście o ile odpowiednio się to rozpatrzy.


6)Hey- Moja i twoja nadzieja
Piosenka ma w sobie takie pokłady siły, że każdorazowe jej wysłuchanie napełnia mnie mocą potrzebną do rzeczy pozornie niemożliwych. Bo aby odnaleźć miłość, czasem trzeba o nią zawalczyć...


7) Tomasz Karolak- Nie zostawiaj mnie
W kilku prostych słowach można zaśpiewać o tym, co dzieje się, gdy zostawia nas ukochana osoba. Po polsku. Nie jakimś porywającym głosem, z niepotrzebnymi ozdobnikami dźwiękowymi. Na rockowo. Tak jak lubię. Jest też wersja po angielsku i w żeńskim wykonaniu, ale ja zdecydowanie wolę tę Karolakową :)


8)Metallica-Fade to black
Tutaj musiała się pojawić Metallica. I mogłabym tak wyliczać...Enter Sandman, Mama Said, Nothing Else Matters, One...I wiele, wiele innych. Wybrałam Fade to black, które tak na prawdę stawiam na tym samym miejscu co wszystkie powyższe inne piosenki Metallic'ki. Oni po prostu grają tak, że chce się słuchać. Wersja symfoniczna wyjątkowa.
 


9)Myslowitz- Chciałbym umrzeć z miłości
Naj , naj , naj piękniejsza piosenka o miłości. Bo któż z nas nie chciałby umrzeć z miłości? Nowy Myslowitz to już nie to samo, ale swego czasu tworzyli piękne utwory. Wiele pozostaje na mojej playliście. Swoją drogą, piosenka ma także piękny teledysk, niestety trudny do odnalezienia w internecie.


10)Onar-Ja bym oszalał
Na koniec...rap. Małe zaskoczenie? Ano, rapu słucham także. A ta piosenka Onara, na prawdę zasługuje na wyróżnienie, ze względu na poruszający do głębi tekst. Ciąg dalszy mojej emocjonalnej listy przebojów już jutro. Do zobaczenia ;)

Wszystkiego najlepszego, Ryśku. 

środa, 4 września 2013

Komiksowy zawrót głowy

Hurra! Mam już klawiaturę. I mogę pisać wszelkie moje wypociny kulturalne. Mimo, iż nawał zajęć ogromny, to jeszcze znajduję czas by regularnie tu zaglądać. A dziś o komiksach !
Gdy byłam młodsza to bardzo dużo komiksów czytałam. Tej miłości do kolorowych obrazków z dymkami nauczył mnie mój najstarszy brat i jakoś zawsze chętnie wyciągałam z jego "tajnego" pudła sterty komiksów dla dzieci i dla dorosłych :) Nie jest tak, że komiksy przestałam kochać, ale nie da się ukryć, że w ostatnim czasie po żaden nowy nie sięgnęłam. A dzisiejsza notka to swoisty powrót do przeszłości, czyli kilka słów o komiksach, które czytałam w podstawówce i odrobinkę w gimnazjum :)  Pierwszym przedstawicielem tego gatunku, jakim jest komiks, był dla mnie , wyjątkowy, raczej ograniczony w treści...Koziołek Matołek :)
Wszystkich części z pewnością nie posiadaliśmy w domu, ale te, które znalazły się w zasięgu moich rąk, bardzo szybko stały się moimi stałymi "lekturami." Do dziś owe komiksy posiadam i zachowuję dla potomności , która mam nadzieję kiedyś się pojawi :) Sympatyczny koziołek z bródką, którego przygody wymyślił inie kto inny, jak słynny Kornel Makuszyński, bawią i nieco uczą, choć pośród moich komiksowych znalezisk znalazły się o wiele bardziej pouczające tytuły.
Do takich, mogłabym zaliczyć m.in. komiksy historyczne o Kazimierzu Wielkim, Bolesławie Krzywoustym czy Piaście Kołodzieju. Seria ta nie liczyła chyba zbyt wiele pozycji, choć mogę się mylić. Mi wiadomo tylko o 6 częściach.
Komiks zawsze był w dwóch językach- polskim i niemieckim , polskim i angielskim bądź też polskim i rosyjskim. Świetna sprawa dla takiego smyka, jakim wtedy byłam (miałam ok. 7-8 lat) , która jak mniemam w znacznym stopniu zaowocowała aktualną pasją do historii :)
Kolejna, bardzo popularna seria komiksów to historie o Tytusie, Romku i A'tomku ! Prawdopodobnie najlepszy komiks mojego dzieciństwa. I tutaj, podobnie jak przy poprzednich komiksach- nie miałam możliwości przeczytania wszystkich części bo niestety mój brat pożyczył kilka części na wieczne nieoddanie... Do dziś w wypiekami na twarzy i masą śmiechu zaczytuję się w "Tytusie...", którego zaczynam kompletować we własnym domu :) (jedna część kosztuje ok. 6 zł) Może wreszcie przeczytam wszystkie części. Papciu- żyj 200 lat i twórz dalej!
Inny, lubiany przeze mnie komiks (który mój brat po prostu uwielbia!) to przygody Kajko i Kokosza- dwóch sympatycznych wojaków, którzy do złudzenia przypominają mi Asterixa i Obelixa. Dla mnie jednak, jako dziecka nie istniał żaden Gal, ponieważ znałam tylko postacie z komiksów Christy. Seria była bądź co bądź nieco chłopięca, ale ja, dziewczę wychowane z dwoma o wiele starszymi braćmi, nie miałam jakoś z tym problemu :)
Ten sam autor stworzył wcześniej jeszcze inny, wspaniały komiks: Kajtka i Koko. Ich przygody nie zawsze odpowiadały mojemu niewieściemu gustowi, ponieważ zbyt często "zahaczały" o science-fiction, za którym nieszczególnie przepadam. Jednakże trzyczęściowa seria "Śladem Białego Wilka" ujęła mnie za serce. Ten kryminalny komiks, na długo był moim ulubionym.
Kolejny, zabawny komiks dla dzieci, który także czytałam z szczerą chęcią to "Jonka, Jonek i Kleks". Historia absurdalna, równie co bajka o "Tytusie", czyli o plamie atramentu, która mówi, żyje i zamienia się w zabawnego, niebieskiego stworka.
Tak samo jak Tytus, Kleks, robi wokół siebie spore, pozytywne zamieszanie, które jest istotą każdej historyjki :)
Ostatnio, po wizycie na bydgoskiej Onkologii, dostałam komiks o zdrowym żywieniu. W mig poznałam w nim kreskę Pawła Szarloty- autora "Jonki, Jonka i Kleksa" i szczerze się ucieszyłam. To takie sympatyczne obrazki :) A na koniec- perełka ! Mój ulubiony komiks z zupełnie innego pogranicza. Komiks wspaniałego duetu Rosiński- Van Hamme: "Thorgal" ! Zaczytywałam się w nim z niegasnącym zapałem od kiedy skończyłam 10 lat. Kochałam je wszystkie, Aaricię, Loue, nawet Kriss de Valnor ! Mężczyźni także byli dla mnie ideałem męskości. I tak czytałam każdą część aż do części "Ofiara" z 2006 roku i jakoś...stopniowo zaczęłam tracić zainteresowanie.
Dla mnie to już nie to samo. Szczególnie od kiedy nie pisze ich już Van Hamme. Wszystkie te poboczne serie...to dla mnie zbyt wiele. Kochałam tradycyjnego, starego Thorgala, który mimo wszystko nie wydawał mi się tak mroczny. Ten nowy...to już nie ten Thorgal. Niemniej polecam tą serię. To wyjątkowa historia z wyjątkowymi bohaterami. Wikingowie chyba nigdy nie byli równie intrygujący co w tej serii.
I to już tyle na dzisiaj. Ta krótka opowieść o komiksach to moja prywatna podróż w przeszłość, która wywołuje masę wspomnień o wieczorach spędzanych nad obrazkami polskich i zagranicznych rysowników.  Ze smutkiem stwierdzam, że teraz trudno znaleźć naprawdę dobry komiks- z ładną kreską i ciekawą fabułą. Komiks, który nie odmóżdża, a uczy, który mogłabym z dumą zaprezentować za parę lat, mojemu trzyletniemu bratankowi. Wiem, że takie się tworzą, ale niestety znaleźć je w księgarni czy Empiku, graniczy z cudem. Wbrew pozorom, komiksy nauczyły mnie o wielokroć więcej niż mądre książeczki , które kupowali mi rodzice. Obrazki, jakoś zawsze z łatwością zostawały w mej pamięci. Być może warto zachęcać a nie zniechęcać do komiksów swoje dzieci. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego tak bardzo się ich nie docenia. Może w podstawówce zamiast jakiejś lektury? Lub jako dodatek? Jak znam życie i nasz wspaniały kraj, to nie mam na co liczyć. Na szczęście chociaż Bydgoszcz inwestuje w polskich rysowników. W ramach promocji miasta, wydano u nas kilkanaście komiksów na temat bydgoskich zabytków, historii miasta czy też o słynnych Bydgoszczanach. Polecam zerknąć !

piątek, 30 sierpnia 2013

Witam!

Ja.tylko.tak.informacyjnie.Chwilowy.zastój.Jak.można.zauważyć,nie.działa.mi.spacja.Kiedy.ją.naprawię(a.będzie.to.w.najbliższym.czasie,ponieważ.już.za.chwilę.rozpoczęcie.roku)to.powrócę.Ufam,że.wybaczycie.:).Pozdrawiam!

niedziela, 18 sierpnia 2013

Książki, przy których płakałam

Dziś o książkach. Wyjątkowych dla mnie. Tych,które wzruszyły mnie do głębi.

1)Samotność w sieci - Janusz Leon Wiśniewski
Głębia tej książki, a właściwie głębia portretów psychologicznych w tej książce, doprowadziła u mnie do stanu nadzwyczaj rzadkiego- utożsamiłam się z bohaterami. Z każdym z osobna. Czytając, z reguły jestem niemym obserwatorem,przyglądającym się historii z mojego, bezpiecznego punktu widzenia. Czytając "Samotność w sieci" stałam się na kilka dni  bohaterem. On kocha Ją. A Ona kocha Jego. Oboje uparcie nie chcą się do tego przed sobą przyznać,bo życie dało im  w kość tak bardzo, że boją się kolejnych ran. On zdesperowany i wykończony, można powiedzieć-wypalony. Ona z resztkami nadziei, gotowa stracić ją w każdej chwili, gotowa  do umartwienia. Ich pozornie ułożone życie, okazuje się być najbardziej zaplątaną historią, jaką można sobie wyobrazić. Surowość obrazu,który przedstawia Wiśniewski sprawia, że zakochujemy się w książce z każdym słowem. Kto obejrzał film i ocenił, że "gówno", polecam zajrzeć do książki. Bo opinię o filmie poprę i ja. Polacy z największego arcydzieła potrafią zrobić dno.

"Płakać trzeba w spokoju. Tylko wtedy ma się z tego radość."

"Podarowałeś mi coś, co nawet trudno nazwać. Poruszyłeś we mnie coś, o istnieniu czego nawet nie wiedziałam. Jesteś i zawsze będziesz częścią mojego życia. Zawsze."

"Wszystkie genialne pomysły biorą się z najprostszych podstawowych potrzeb."

"Ze wszystkich rzeczy wiecznych, miłość trwa najkrócej."


2)Pomaluj to na czarno-Janet Fitch
Jak poradzić sobie gdy odchodzi ktoś kogo kochamy najbardziej na świecie? Ktoś,kto jest obok nas każdego dnia i nawet nie snujemy przypuszczeń , że w głowie ukochanej osoby może kryć się coś bardzo mrocznego i zniewalającego umysł? Gdy nie przypuszczamy, że ktoś przy kim zasypiamy i budzimy się każdego dnia, podejmuje właśnie najważniejszą decyzję: "czy chcę żyć"? Josie musi zmierzyć się z tą stratą. Odkryć mroczne tajemnice swojego ukochanego i zmierzyć się z kobietą, z którą nie chciała mieć nic wspólnego-z niedoszłą teściową. Cierpi,bo jej świat rozpadł się po jednym telefonie,a świat przecież wciąż gna naprzód..."Pomaluj to na czarno" to historia , która boli, ale warto przebrnąć przez to cierpienie. Wspaniała. Wyjątkowa. Banalnie-niebanalna.

"Doskonałość nie jest żadną ochroną. Katastrofa spada na człowieka wtedy, kiedy najmniej się jej spodziewa."

"Ludzie nie lubią zakochanych, bo miłość to prywatna impreza, na którą nikt poza głównymi bohaterami nie dostaje zaproszenia."

"Może każdy człowiek zrywa kolejne warstwy, jedną za drugą, ale nigdy nie odsłania prawdziwej twarzy, która staje się coraz mniejsza i mniejsza, aż w końcu w ogóle znika."

"Miłość to ucieczka do kraju, w którym jest tylko dwoje obywateli. Z zewnątrz wygląda to jak śmierć. Ludzie mogą do woli walić pięściami w ściany, ale nie mają szans, by znaleźć drzwi. Nikt nie jest w stanie odgadnąć, jak wygląda ukryty za wysokimi murami ogród."



3)Weronika postanawia umrzeć-Paulo Coelho
Wielu (a może każdy?) postanowił kiedyś umrzeć. Dziś.Teraz.Natychmiast. Tak samo postanowiła Weronika. Bo jakoś życie...zbyt mocno zawiodło. Procent samobójstw ciągle wzrasta. Choć to przykre, w tym momencie zapewne kilka tysięcy osób próbuje odebrać sobie życie. Jednym się udaje. Innym nie. Wszyscy bez wyjątku myślą, że są teraz sami. Tak jak bohaterka książki Coelho. Tylko, że jej się nie udało. A czym to dla niej skutkowało? Masą problemów z ludźmi,którzy tak bardzo ją irytowali. Którzy poniekąd wpłynęli na jej śmierć. Teraz musi się z nimi zmierzyć. A przede wszystkim  zmierzyć ze sobą. I świadomością,że śmierć, której tak bardzo pragnęła, teraz stała się dla niej przeszkodą. Co zrobić z życiem, gdy wiadomo, że czasu zostało tak niewiele?

"Bo jak – w świecie, gdzie wszyscy starają się przeżyć za wszelką cenę – osądzać, tych, którzy decydują się na śmierć?"

"– Co to jest prawdziwe Ja?
– To kim jesteś, a nie to co z ciebie zrobiono."

"Młodość już taka jest, sama ustala granice wytrzymałości, nie pytając, czy ciało to zniesie. A ciało zawsze znosi."

"Szaleństwo to niemożność przekazania swych myśli. Trochę tak, jakbyś znalazła się w obcym kraju – widzisz wszystko, pojmujesz, co się wokół ciebie dzieje, ale nie potrafisz się porozumieć i uzyskać znikąd pomocy, bo nie mówisz językiem tubylców.
– Każdy z nas czuł to kiedyś.
– Bo wszyscy, wszyscy taki czy inny sposób, jesteśmy szaleni."


Cały dzień towarzyszy mi dziś piękna piosenka:


niedziela, 11 sierpnia 2013

Wyjątkowe i klimatyczne Pęksowe Brzyzko

W tym roku miałam ogromną przyjemność, po prawie trzyletniej przerwie, wybrać się do mojego ukochanego miasta, Zakopanego. Lubię to miasteczko, jego gwar, pełnię barw i szczególny urok, jaki roztacza wokół siebie. Towarzyszyła mi w tej podróży przyjaciółka i rodzice,ale to głównie z tą pierwszą poznawałam tajemnice gór i muzeów. Dla mnie była to siódma wizyta w pięknych,polskich Tatrach, dla towarzyszki-pierwsza. Dzień pierwszy spędziłyśmy na zwiedzaniu, by dopiero później wybrać się w wysokie góry. Dotarłyśmy na słynny, zabytkowy cmentarz na Pęksowym Brzyzku, który znajduje się obok maleńkiego kościółka pw. Matki Boskiej Częstochowskiej i z miejsca nieprzyjemnie zaskoczyła nas uśmiechnięta pani, która sprzedawała...bilety wstępu. Na cmentarz?! Opłata co prawda wg. gustu własnego , jednakże mimo wszystko niesmak pozostaje, jeśli trzeba płacić za wejście na cmentarz. (Na Powązki wchodziłam za darmo, tak na marginesie... )
A gdy już przeszłam przez bramę, ściskając kawałek papieru , zaświadczający o tym, że za wstęp zapłaciłam, moim oczom ukazał się znajomy, lubiany widok. Choć może brzmieć to co najmniej dziwnie, to jest to mój ulubiony cmentarz. Groby nie kojarzą się z reguły zbyt pozytywnie,ale ja naprawdę lubię cmentarze, a ten napawa mnie szczególnym spokojem.  To najstarszy cmentarz w Zakopanym, a powstał on w roku 1848 , dzięki księdzu Józefowi Stolarczykowi, który był pierwszym proboszczem parafii, a którego mogiła także znajduje się na Pęksowym Brzyzku. Jednakże ziemia, na której leży cmentarz, należała wówczas do Jana Pęksy-skąd nazwa miejsca.
Parafia została utworzona rok wcześniej, dzięki państwu Homolacz, którzy podczas kupna ziem w Zakopanym, otrzymali warunek, wybudowania na nich kościoła i sprowadzenia,oraz utrzymania w nim proboszcza. Z początku świątynia była pw. św. Klemensa, patrona fundatorki kościoła, ale ostatecznie patronką została Matka Boska Częstochowska. Podobiznę św. Klemensa można ujrzeć w okienku kapliczki, znajdującej się między cmentarzem a parafią.
Dlaczego jednak tak bardzo wyjątkowy jest cmentarz? Bo kryje wyjątkowo piękne groby, wyjątkowych postaci. Szczególną uwagę zwiedzających zwraca zazwyczaj grób ulubieńca wszystkich dzieci, autora Przygód Koziołka Matołka i niezliczonej ilości książek młodzieżowych-Kornela Makuszyńskiego.
O sympatii dzieci do jego osoby, świadczą kolorowe plakietki, kwiaty i szkolne tarcze, przypięte nad tabliczką z imieniem słynnego pisarza. Na cmentarzu znajduje się także mogiła jednego z moich ulubionych poetów: Kazimierza Przerwy-Tetmajera-potężna i kamienna, pozbawiona niestety góralskiego rysu.
Tuż obok Tetmajera spoczywa człowiek szczególnie ważny dla Zakopanego- Tytus Chałubiński. Lekarz ten, spopularyzował Zakopane, jako miejscowość wypoczynkową , zachęcając górali do wynajmowania swoich domów, jako kwater wakacyjnych, badając Tatry , czyniąc z Zakopanego kurort leczniczy.
Przyjaźnił się z Sabałą, góralem-gawędziarzem , słynnym przewodnikiem tatrzańskim. Sabała także ma swą mogiłę na Pęksowym Brzyzku.
Tym, którzy choć trochę interesują się sportem a szczególnie jego historią, powinno powiedzieć coś nazwisko Marusarz. Na cmentarzu w Zakopanym znajdują się groby Stanisława i Heleny Marusarz, słynnych polskich sportowców-narciarzy. Oboje zostali odznaczeni orderami Virtuti Militari , Krzyżem Walecznych a Stanisław Marusarz także Krzyżem Orderu Odrodzenia Polski(kilkakrotnie).
Reszta grobów to głównie słynni taternicy oraz artyści szczególnie zasłużeni dla Zakopanego. Na cmentarzu znajduje się także grób matki Witkacego i symboliczna mogiła samego Witkiewicza. Cały cmentarz obfituje w wybitne dzieła polskich kamieniarzy i rzeźbiarzy, którzy wykonali sporą część pięknych nagrobków i krzyży. Warto zobaczyć to piękne i wcale nie smutne miejsce- doprawdy jest co podziwiać!


Wszystkie zdjęcia mojego autorstwa :)