piątek, 12 lipca 2013

Popiełuszko

Do teatru chodzę rzadko. Nie będę się wybielać. Nie chodzę, bo jakoś tak drogo...i w sumie nie ma z kim...i ubrać się trzeba ładnie...Czyli po prostu szukam wymówek. Obejrzę od czasu do czasu Teatr Telewizji, a jak mam okazję pójść ze szkoły to idę. Niestety okazję mam rzadko. I tak w sumie, to stwierdzam, że żałuję, że nie chodzę po ostatnim spektaklu. Bo miałam przyjemność zobaczyć w Teatrze Polskim, w kameralnym towarzystwie, wspaniałą sztukę "Popiełuszko". Jako, że doświadczenia nie mam, to nie będę porównywać, ale sztuka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Przeżyłam wstrząs i potrzebowałam czasu aby się otrząsnąć, bo nie da się ukryć, że sprawa bł.ks. Jerzego Popiełuszki, zawsze budziła we mnie gorące uczucia. Nie tak gorące, jak u tych, co księdza znali, lub chociaż żyli, gdy umarł, ale bądź co bądź -gorące.
Ta sztuka...To swoisty rozrachunek z Kościołem Katolickim. Zdystansowany, kontrowersyjny rozrachunek, z tym, czego dużą częścią jestem, bo mienię się mianem tej, "wierzącej, praktykującej". Podobał mi się ten stosunek. Scenariusz do tego przedstawienia napisała Małgorzata Sikorska-Miszczuk i z pewnością tym, którzy są na bieżąco z teatrem, coś niecoś to mówi :) Mi nie. Nie da się jednak ukryć, że ogólny wydźwięk tej sztuki, że cała ta otoczka sprawiła niemałe zamieszanie w teatralno-kulturalnym świecie. Bo sztuka szokuje. Mnie pozytywnie. Nie wiem jak resztę. Ukazuje Kościół Katolicki, jako wpisany w część naszego dziedzictwa narodowego. Jako część każdego Polaka, od urodzenia, do śmierci. Największa bzdura jaką wpaja się każdemu kolejnemu pokoleniu. Dziś wreszcie próbujemy wyjść z tego stereotypu. Polak nie równa się Katolik!
Zachwyciła mnie prostota tego przekazu. Z dozą ironii, sarkazmu i tragizmu. A jednak tak prosto. Zachwyciła mnie gra aktorska.  I banalność scenograficzna. Paweł Wodziński odwalił kawał dobrej roboty. Ta makieta, samochód i wykorzystanie ścian, jako rekwizytów...Naprawdę wybitny pomysł. Szczególne brawa dla panów Pawła Gilewskiego, Marcina Zawodzińskiego i Mariana Jaskulskiego, którzy fenomenalnie  zagrali morderców. Zobaczyć ich można powyżej. Choć tak właściwie, to każdy tu grał kilka ról, co wcale nie wprowadzało zamieszania. Wynikało z naturalnej kolei rzeczy. Ogromny szacunek także dla aktorki Magdy Łaski, która tak bardzo...przypominała mi mnie samą lub moją matkę. Bo chyba wszyscy czasem wkurzamy się o jakieś "małe, żółte gówno" (aby zrozumieć-odsyłam do sztuki). Miałam przyjemność poznać osobiście jedną z aktorek. Panią Karolinę Adamczyk, która w sztuce grała m.in. docent Gruszkę. To ta pani w tym fioletowym sweterku. Z przykrością stwierdzam, że jej grę aktorską oceniam najsłabiej.
To sztuka prosta i skomplikowana zarazem. Opowiadająca o zbrodni na człowieku, o zbrodni na idei, o zbrodni na prawdzie i kościele katolickim. Opowiadająca o zbrodni na społeczeństwie polskim. Wstrząsająca, zmienna i kontrowersyjna. Tak, jak lubię. Miałam iść na zupełnie inną sztukę i nieźle kręciłam nosem, ale...nie żałuję , że tamto nie wyszło. To wspaniała historia. Warta zagrania i obejrzenia.
\
Chcąc-nie chcąc  porównywałam tę sztukę do filmu. A oglądałam go w kinie, przy pełnej sali. Płakałam. Poruszył mnie, równie mocno co sztuka. Oba warte uwagi. Oba drastycznie nagie. Oba emocjonalnie nieobojętne, bo czynią z mózgu jeden ,wielki kłębek myśli. Polecam z czystym sercem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz